niedziela, 21 listopada 2021

Stół

 "Dżizys, dlaczego oni wszyscy ciągle się bili? Dlaczego tyle tych wojen? Dlaczego na króla wybierali facetów z obcych krajów, a nie Polaków? Dlaczego tak zaraz na siebie napadali? Dlaczego nie mogli się po prostu dogadać? Dlaczego, dlaczego, dlaczego...?"

Edukacja domowa Trzeciego generuje sporo zaskakujących pytań, szkolimy się i my, bo wiedza nasza szkolna zapomniana często nie obejmuje zakresu odpowiedzi, Trzeci otwiera szeroko oczy w reakcji na niektóre informacje, kręci głową, analizuje i komentuje. Egzamin za dwa tygodnie, ogarnęliśmy już cały materiał od podstaw, definicji, Piastów, poprzez zabory aż do współczesności, więc teraz tylko powtórki i ciekawostki. Mnie samej, jako "wspieracza", zajęło to zaskakująco niewiele czasu, ok 15-20 minut dziennie na wytłumaczenie, resztę doczytywał sam, rysował sobie notatki, mazał na tablicy hasła. Łącznie godzina dziennie, plus powtórka wieczorem, i następnego dnia jazda z kolejnym tematem. Jutro ruszamy z przyrodą, zapisaliśmy się na późniejszy termin egzaminacyjny ale w podstawie programowej dużo "życiowych" tematów, może zdążymy do 4.12 i  byłyby oba z głowy. Potem w marcu matematyka i informatyka, raczej na lajcie bo to totalnie klimaty naszego domowo-edukacyjnego ucznia. Po pierwszych obawach przygoda jest nie-sa-mo-wi-ta!, dużo dobra się dzieje, dużo spokoju w nas i w nim. Realizacja jego zainteresowań w zakresie większym niż do tej pory i lepsze kontakty z rówieśnikami również podkręcają klimat ogólnej pozytywności. Każdego dnia utwierdzam się w przekonaniu, że zrobiliśmy dobrze i jednocześnie każdego niemal dnia czuję na twarzy delikatny powiew krytyki z okna świata, tego najbliższego, za płotem. Przyjmuję, ale raczej ignoruję, czasem zamykam okno, wciskam słuchawki w uszy i odpływam myślami w świat słuchanej akurat książki, albo muzyki. Tenorów, rzecz jasna. 

Nasz duży stół w salonie sporo znosi. W każdym domu bywa pewnie taki stół. Wielofunkcyjny. Służy do posiłków, czytania, rysowania, rozkładania kart i gier planszowych, ogarniania spraw firmy, odrabiania lekcji choć młodzi mają biurka w swoich pokojach ale wiadomo - w chaosie pisze się i liczy lepiej. Na stole jest również koszyczek Czarnej, bo jako kot specjalnej troski jest uprzywilejowana pod każdym względem, a w związku  z tym, że lubi spać na stole, no to śpi na stole - proste. Stół bywa również lecznicą i apteką, Mój rozkłada lekarstwa, strzykawki, kroplówki, karty z zaleceniami i książeczki zdrowia ogoniastych. Nader często bywają na nim zabawki, figurki zwierzaków Piątej, Robloxy Czwartego, Hotwheelsy Szóstego.  Ostatnio stół przyjmuje zatem również na klatę edukację domową i związane z tym różne dobrodziejstwa, książki, notatki, rysunki, elementy doświadczeń.

Funkcjonowanie naszej rodziny to taki stół. Dostosowujący się. Jeśli nadchodzi pora obiadu, ze stołu znikają laptopy, kredki, konie Schleich i średniowieczny miecz z kartonu. Jeżeli nadchodzi pora na celebrację Carcassonne, żegnamy się z miseczkami po muesli i kubkami, w których nudzi się niedopite kakao. Jeśli Trzeci musi stanąć twarzą w twarz z obliczem komunizmu i zmian w Polsce po 89 -  na komodę wędrują czyniące niepotrzebny tłok foremki do ciastoliny i kolorowe dzieła z tejże. 

Dostosowujemy się. Na ile się da i jeżeli się da. I choć często panuje chaos, total burdel, nad stołem przetaczają się grzmoty kłótni, ciskane są błyskawice pretensji i wzajemnych żali, piętrzą się nieuporządkowane wątpliwości, dylematy, różnice zdań, gorsze dni jednego, drugiego lub wszystkich naraz (bywa! serio!), zalegają niewyjaśnienia i niedopowiedzenia, i trudno w nieporządku odnaleźć drogę do tego, co ma być funkcjonalnością, jedno jest zawsze pewne - ten stół jest elementem stałym. Jak rodzina. Jak bliskość i miłość. Jak mobilizacja sił pomocowych w sytuacjach tak prostych, jak i krytycznych. I w końcu nadchodzi taki moment, że jest z niego zdejmowane to, co na jeden ulotny moment jest niepotrzebne, a wskakują ochoczo elementy użytku rzeczywistego. Coś do przegadania. Decyzje do podjęcia. Plany do zrealizowania. Śmieszna sytuacja do opowiedzenia. Jakaś tam analiza i jakaś ponura krytyka. Wyraz wzburzonych emocji. Rysunek, któremu trzeba nadać kolor i dokument, który trzeba podpisać. Dylemat, jakie buty na górskie wycieczki kupić najmłodszym, ale i rewolucje i zmiany życiowe o sile rażenia atomu. Wszystko z założenia najlepsze, dopracowane, dostosowane do potrzeb jednostki i całej społeczności domowej. 

Lubię ten nasz stół. Trochę już podniszczony, na brzegach wytarty, przebarwiony i ze śladami solidnego użycia, ale ciągle w formie, niezbędny, ważny. Na co dzień tak oczywisty, że właściwie niezauważalny. 

Stół piszący najprawdziwszą i najbardziej obiektywną historię świata.

Naszą historię.





6 komentarzy:

  1. Na 100% lepiej wychwycicie predyspozycje i uzdolnienia niż edukacja szkolna, więc nie masz czym się przejmować...;o)Przez lata nasz stół też był centrum Świata, złożony kiedy Młodzież wybyła na studia, powrócił dwa lata temu dla Wnuków, i znowu mamy centrum Świata...;o)
    A Carcassonne zabieramy nawet na największe wyprawy...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo bez Carcassonne stół jest jakiś taki niedopracowany, niepełny. I życie również ;)

      Usuń
  2. Bardzo ciekawie piszesz...
    Moje uznanie:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. edukacja domowa, jak widać jest zdaje się ucieczką dziś od tego całego czarnowskiego szajsu.

    OdpowiedzUsuń