poniedziałek, 30 września 2013

Dla Oliwki

Poniedziałkowym porankiem zachęcam Was do małego gestu, który będzie wiele znaczył.

http://walczymyozycieszymka-olkamk.blogspot.de/2013/09/akcja-dla-oliwkii_22.html

Pozdrawiam cieplutko i życzę Wam wspaniałego tygodnia :)

wtorek, 24 września 2013

Dziś zrobię wpis na blogu...


.... powtarzam sobie każdego dnia rano.
I każdego dnia jest to samo - ranek, południe, popołudnie, wieczorne zamieszanie, i nagle opadające powieki, mała drzemka przy usypianiu któregoś z maluchów, szykowanie prania, jakieś tam prasowanie, sprzątanie... i koniec. A rano od nowa. Czasem mówię: wczoraj, a okazuje się, że to było trzy-cztery dni temu; tak uciekają, że traci się rachubę. Szkoda, że tak szybko, ale z drugiej strony chwile są tak przeładowane zajęciami, emocjami, słowami, że nic tylko czerpać z nich całymi garściami - energię, siły, uczucia, które stanowią sens naszego życia.
Zakwitł nasz pierwszy słonecznik. Jaka radocha! Okazuje się, że słoneczniki, jako jedne z nielicznych "niezabezpieczonych" roślin, odporne są na psie siki ;) Inne okładamy wokół kamieniami, więc parę kamienistych wysepek cieszy zielonością. Trzeci podbiera kamienie i wozi swoją taczką, taki się z niego farmer zrobił, wszystko z tatą, łazi za Moim krok w krok, Mój napełnia psiakom miski wodą, Trzeci za jego plecami wlewa wodę sobie do taczki. Minął na szczęście etap podjadania psiej karmy, zresztą teraz już zwierzaki mają stałe pory karmienia i karmy na odkryciu nie ma. Czwarty szerokim uśmiechem wita każde psisko, tak się zastanawiam - bo generalnie dzieci w jego wieku odpowiadają uśmiechem na uśmiechniętą twarz...więc gdzie on taki ludzki uśmiech widzi w psiej gębuli... Widać na psią sympatyczną facjatę jakoś wyczulony.
Ostatnio toczyła się w kręgu zwierzolubów rozmowa, że tyle się w kwestii opieki nad zwierzętami, szczególnie psami i kotami - zmieniło. Mniej ingeruje natura, a więcej człowiek. Żywienie, pielęgnacja, warunki życia, organizacja czasu nawet. Niektóre bajki dla dzieci zdezaktualizowały się - Filemon i Bonifacy ciągle pijają mleko, a Reksio nadal przy budzie, na łańcuchu czasem!

ściskam Was :)

poniedziałek, 9 września 2013

Zboża ścięte, i włosy... I prośba jeszcze!


No i mamy jesień. Dopiero co narzekaliśmy na upały, skwar i duszne noce, a już deszcz, chłodek i apaszka na szyi. Niedzielny, jeszcze "ciepły" spacer, pierwszy od kilku tygodni - bo czasu brakuje i małolaty przeważnie dotleniają się zabawą, tudzież spaniem w wózku, na własnym podwórku. Czwarty w wózku w pozycji pół-siedzącej, zaciekawiony, obraca łepek w jedną i drugą stronę... Droga piaszczysta, ale pola już puste, poorane, trawa sucha, jedynie pędy ziemniaków rozkładają się po ziemi i kukurydza - dumna, strzelista, zwarta niczym żołnierze w szyku.
W lesie cicho. Pachnie grzybami, ale tych na razie brak.
W końcu długo odkładana wizyta u fryzjera. Włosy ścięte do ramion, nawet krócej, bo doprowadzenie ich do ładu po dwóch ciążach i karmieniu piersią w małym odstępie czasu okazało się niemożliwe. Teraz opanować wypadanie i porządnie nawilżyć, odżywić, o farbowaniu na razie nie myślę.
Fryzjer - właśnie! Apel mam do Was gorący, naglący! Czy wiecie może, gdzie można w necie znaleźć prostą instrukcję strzyżenia chłopców? Szukałam, szukałam...i nic! Problem mam z Trzecim takowy, że chłopię moje, bujnym włosem obdarzone, ścinane być musi raz w miesiącu ale po pierwsze primo - panicznie "boja" się maszynki, więc tylko nożyczki wchodzą w grę, a po drugie primo, ostatnio również nożyczki pani fryzjerki wywołują u niego lament i strach, więc każde strzyżenie to rodzinny popis kaskaderski: tata siedzi na fotelu, na jego kolanach Trzeci, a mama biega wokół z Czwartym na rękach, pakuje do buzi ścinanego cukierasy oraz gada jak najęta, co by dialog z synem wywołać i od czynności nieprzyjemnej uwagę odwrócić, tudzież zapobiec ścięciu ucha na przykład, czy nosa. W związku z powyższym matka Polka postanowiła spróbować tymczasem siama syna strzyc, ale wiadomo, mus to robić mając wiedzę w tym zakresie chociażby elementarną. Podpatrzenie fryzjerki niezbyt się udaje, bo próba odwrócenia uwagi syna wymaga jednakowoż skupienia uwagi znacznego. Chodzi mię o prostą zupełnie fryzurkę, żadnych tam cudów i wygibasów. Wiecie, gdzie instrukcji szukać? A może jest wśród Was ktoś, kto zawodowo zna się na rzeczy i nie zlinczuje mnie za próbę odebrania zarobku kobiecie fryzjerskiej.
Inna zupełnie sprawa, że przy okazji oszczędność jakowąś się też uszczknie, bo w miesiącu czterech chłopa do strzyżenia mam! A piąty dojdzie jeszcze, choć onego fryzura na razie nie rokująca.

Jesiennie Was ściskam - ciepło, złoto-kolorowo, słonecznie, z kubkiem herbaty w łapce!

niedziela, 8 września 2013

Człowiek jak zwierz... czy zwierz jak człowiek?


Psiaki w większej gromadzie muszą ustawić się „po swojemu”. Na nic ingerencja człowieka – natura każe im egzystować w określonej hierarchii. Ustalanie hierarchii odbywa się czasem w dość agresywny sposób (warczenie, skakanie na tył),  a czasem w naturalny, spokojny (obwąchiwanie, okrążanie). Najczęściej pies, który stoi w hierarchii niżej, kładzie się na plecy i pozwala obwąchiwać temu „wyżej”. Wtedy już jest w porządku i między tymi zwierzami do konfliktu już nigdy nie dojdzie. Hierarchia jest czasem zaskakująca – np. mniejszy nad większym. W stadzie zazwyczaj istnieje jedna główna hierarchia i kilka pomniejszych. Najszybciej „ustawiają się” psy – one w minutę już wiedzą, kto gdzie leży. Inna, trudniejsza sprawa jest z sukami; nie dość, że mają silne poczucie swojego terytorium, to jeszcze często nie lubią się ze sobą na zasadzie „bo tak”. Wyznaczanie granic między pannicami bywa najbardziej szokujące – kiedy nie spodobają się sobie, bądź jedna nie chce drugiej ustąpić, rzucają się na siebie i gotowe są walczyć na śmierć i życie. Trzeba rozdzielać, i potem pilnować, bo najmniejsze zamieszanie może powtórzyć akcję. Panowie czasem też powarczą, czy rzucą się jeden na drugiego, ale po kilku sekundach odskakują, i już nie powtarzają tego, bo się „dogadały”.
Na szczęście takie spektakularne widowiska są rzadko. Niektóre psiaki nie przepadają za sobą, wtedy obchodzą się z daleka. Prawie każdy ma swojego „przyjaciela”, z którym lubi się bawić; niektóre mają też takich, z którymi odpoczywają czy spacerują. Najciekawszy duet stanowi nasza Teri z Mimi, dwie baby, a jakże! W chwilach zamieszania (ktoś przyjechał, kotłowanina, albo człowiek głaszcze jedną a nie głaszcze drugiej) gotowe są zagryźć się niechybnie! W normalnych sytuacjach razem – obok siebie! – leżą na tarasie, kopią dziury, szukają ślimaków pod płotem - ogon w ogon.
Obserwowanie tej naszej gromadki, tak różnej, zmiennej, ciągle „rotacyjnej” jest niesamowite! Aktualnie jest beagle tęskniący bardzo za rodziną, jest jamnik szorstkowłosy – samotnik, który nie przepada za towarzystwem, jest wesoły i szalony hovawart, husky-Mimi wygrzewająca się na tarasie leżąc na grzbiecie z rozłożonymi trzema łapkami, labrador-strażnik, który uwielbia aporty a przy tym pilnuje gromadę – rozgoni każdą powarkującą na siebie parę, jest staruszka amstaff’ka, niedowidząca więc „patrząca” nosem, jest szalony malamut, łagodny dla ludzi, ale nie lubiący innych psów więc biegający w zagrodzie sam niestety, jest pudel bez oczka, parka bokserów po przejściach i z alergią na sierści, jest kundelko-spaniel biegający w ochronnym kołnierzu, przed którym uciekają wszystkie psiaki, bo nieszczęśnik przypadkiem drapie kołnierzem każdego w swoim otoczeniu, jest spanielka na odchudzaniu, kundelkowa mama z trzema tygodniowymi szczeniakami… i inne, gdzie pominąć nie można naszych dwóch: kierownika Teosia i wszędobylskiej Teri.

Czasem mam wrażenie, patrząc na zachowanie zwierzaków, na ich charaktery, zwyczaje, przyzwyczajenia, sympatie i antypatie, że nie ma dużej różnicy między psami w stadzie, a ludźmi w stadzie ;) Działania ludzi są jedynie nieco bardziej wyrafinowane ;)
Na koniec – nasze kochane czarno-białaski: Mimi i Teoś.

 
 
 
Soczyste buziaki ze Zwierzakowa J

 

poniedziałek, 2 września 2013

Niech trwa


 
Kochani! Dziękuję za wszelkie zaniepokojenia moją nieobecnością, przesyłane mi na maila, tudzież sms-owo! Jestem i żyję, jednakowoż do kompa doczłapać się w celach blogowych czasem ciężko... choć podczytuję Was, milcząco, przez komórkę najczęściej.
Donoszę, że wszystko jest w porządku. Nie zapadłam na żadną chorobę, nie zjedli mnie faceci tudzież psy ;) Wesoło u nas, ale i pracowicie, dni mijają niepostrzeżenie, ciągle coś, ciągle ktoś. Miejmy nadzieję, że wraz z nieuchronnym nadejściem jesieni i tym samym większą ilością czasu spędzanego w domu, będzie też i czas na blogusia :)
Nieletni moi - jak najbardziej dobrze. Chwalę się Gimnazjalistą w domu (Pierwszy), oraz napisem na plaży, jaki wykonali starsi podczas męskiego wypadu nad morze, podczas gdy Czwarty i ja ogarnialiśmy zwierzyniec. Jakem zobaczyła to serducho, to mnie to moje własne, żywe, ścisnęło się ze wzruszenia, bo taki napis więcej dla mamowych oczu wart, niż cuda najróżniejsze z piasku wyrzeźbione.
Małe rosną. Trzeci - rozrabiaka, rozśmieszacz, mądrala i  pieszczoch. Ostatnio pasjonat rysowania - a raczej asystowania przy rysowaniu, bo to mama ma narysować - to, to i to!
Czwarty - kuchany bobo, zjadłabym czasem... i łapię się na tym, że znów zaczynam żałować upływających dni.... wiecie, taka myśl: że już nigdy miałabym tego nie doświadczyć? tego zapachu, gładkości niemowlęcych policzków, uśmiechów cudnych, przytulasków...? Jesooo, ja to jakaś nienormalna jestem, wierzcie mi, że mogłabym rodzić te dzieci aż do menopauzy!
Nie było tematu ;)
Psiowo też jest, i fajnie jest. Utrzymujemy ciągle liczbę "naście". Aktualnie osiem adopcyjnych bezdomniaków, trzy "od ludzi" na wakacjach i dwa nasze. Psiaki cudne, niektóre piękne, aż miło patrzeć, trafiają się rasy nietypowe: hovawart, rhodesian. Uczymy się ciągle. Konfliktów jest mało, ale teraz już wiemy, jak zapoznawać psy z gromadką, jak reagować, jak przewidywać. Przeważnie wszystkie mogą być razem, jedynie te socjalizujące się przechodzą etapy najpierw samotności i przyzwyczajania się do zapachu ludzi i nowego terenu, później widoku, i dopiero na końcu bezpośredniego kontaktu. Zwierzaki mają różne potrzeby, niektóre chorują, trzeba je troskliwie pielęgnować, podawać leki, kąpać kilka razy w tygodniu w leczniczych płynach, okrywać kocykiem na noc, opatrywać, zakraplać uszy, uczyć poruszania się w kołnierzu...
Najgorsze są pożegnania. I tych psów wakacyjnych, nawet jeśli są krótko, i tych bezdomnych, które trafiają do adopcji. Adopcja, nowa rodzina, to zawsze wielka radość, nie zmienia to jednak faktu, że człek się przywiązuje, i brakuje tego czy tamtego utrapieńca, zwłaszcza jeśli psiak był długo i trzeba było się przy nim zaangażować z różnych względów.
Wkręciliśmy się tak bardzo, że nie wyobrażam sobie teraz swojej własnej biurowej pracy. Dobrze, że jeszcze tyle czasu do ewentualnego powrotu lub zastanawiania się, co dalej.
Pierwszy jakiś czas temu wymyślił, że skoro gimnazjum nie jest obowiązkowe, to on właściwie nie musi tam pójść - może się zatrudnić w hotelu, prawda tata - zatrudniłbyś mnie? Taaa... no pewnie - rzecze mój - stanowisko masz pewne: goownozbieracz :) :)
 
Przesyłam Wam "wczorajszego" Czwartego i ... do następnego! :)