Deja vu.
Wszystko, jak 20 miesięcy temu.
Ubranka poszykowane, ułożone na półkach; torba do szpitala spakowana, a co do spakowania na ostatnią chwilę - zapisane.
Gotowy wózek w salonie, przykryty kocem, co by Zinkowa nie uznała, że w prezencie nowe legowisko dostała. I tak włazi, gdy nikt nie widzi - na koc.
Gotowy fotelik - bujaczek do auta.
Gotowy ciepły, beżowy pajacyk i kocyk, na wyjście.
Gotowa biała czapka - smerfetka - historyczna, bo okrywająca łepki całej naszej trójki, w dniu wyjścia i potem.
Wszystko czeka na Czwartego.
Tylko z moim humorem kiepsko. Ale położna stwierdziła, że to też właśnie gotowość - zmiany hormonalne tuż (tuż???) przed porodem mogą obniżyć nastrój. Od wczoraj mam ...doła? Generalnie objawia się on ... koncertowym bekiem. Sprzeczka z Pierwszym - bek. Rozlany na blacie olej - bek. Uświadomienie sobie, że muszę na parę dni rozstać się z Trzecim - bek. Reklamy tv, wzruszające - bek. Usypianie Trzeciego, znów wzruszenie - i bek. Sms od Siorki "śniło mi się, że urodziłaś dziewczynkę" - matkooo, ja chcę Maciusia! a co z Maciusiem??? - więc bek.
Ze złości, strachu, wzruszenia, miłości, frustracji, niecierpliwości. I bez powodu.
No pierwszy raz mnie się coś takiego przydarza, mówię Wam!
Młodzież patrzy z przerażeniem w oczach.
Mój przytula, pociesza, i podśmiechuje pod nosem.
Blisko już.
No i beczę...