„Narzekałem, że nie mogę kupić sobie butów, dopóki nie spotkałem
człowieka, który nie miał stóp”.
(anonim)
(anonim)
Biblioteka. Pospiesznie
przeglądam książki na swoim ulubionym regale, wyjmuję niektóre,
przebiegam wzrokiem tylną okładkę, czasem kartkuję, odkładam z powrotem na
półkę lub na rosnący stos na podłodze… Szybko, bo Mój w aucie z Trzecim i
Czwartym, a Czwarty za chwilę zapewne poczuje wilczy głód, więc głośny będzie,
i niecierpliwy, Trzeci też już zmęczony, przed południową drzemką, może marudzi…
Kurczę, tyle „smakołyków”, tyle wspaniale zapowiadających się przygód
literackich, tylko mieć czas; mieć czas i czytać – czytać! - bez opamiętania…
Dostrzegam go kątem oka. Stoi
przy sąsiedniej półce, jakby niezdecydowany, dłonią wodzi po grzbietach książek,
przysuwa twarz, chyba chce poczuć zapach – myślę, pasjonat jakiś, dziwak?
Dział: Psychologia, obok Medycyna, nic mi to nie mówi, nie wyjaśnia, staram się
nie przyglądać zbyt natarczywie, ale wzrok sam ucieka w tamtą stronę, dziwny i
fascynujący zarazem widok, coś jest takiego w tym człowieku, spokój jakiś, ale
i głód, i niezaspokojenie, i tęsknota, w tych gestach nietypowych,
spowolnionych, smutnych…?
Podchodzę do biurka
bibliotekarki, dźwigając swoje zdobycze, jak zwykle ilościowo ponad normę, ale
pani Ewa wie, rozumie, pozwala. Odwracam się mimowolnie, jeszcze raz zerkając
na mężczyznę, który tym razem robi wrażenie upajającego się samym klimatem
biblioteki; stoi nieruchomo z zamkniętymi oczami, trzymając w dłoni wziętą z
samego brzegu książkę. To pan Leszek-
szepcze do mnie pani Ewa – pół roku
temu dowiedział się, że ma nowotwór mózgu, chemioterapia nie pomaga, na operację
już za późno a on, taki zapalony
czytelnik, stopniowo traci wzrok. Nie może, biedak, się z tym pogodzić, widzi
już bardzo słabo, czytać nie może, ale córka go tu często przyprowadza, bo on
spokoju nie daje, twierdzi, że choćby pooddychać powietrzem bibliotecznym chce…
Spoglądam na mój stosik. Ja mogę
czytać.
Ja jestem jedynie zajęta, on – bezradny.
Ja jestem jedynie zajęta, on – bezradny.