czwartek, 17 listopada 2011

Podwójny pech, czy podwójne szczęście?


Pełną premedytacji sprawczynią tego szczęścia-nieszczęścia jest Siorka. Przywiozła czarny "kłąb" Młodemu, który ciągle przeżywa stratę Minka. ONE mają go nieco pocieszyć.
Są dwa.
Są rozbrajające.
Obłędnie czarne, obłędnie błyszczące, i nie do rozróżnienia! Jeden jest jakby odrobinkę większy. Jeszcze małe, ale waleczne niczym tygrysy. Fukają na Teri i stroszą się nawet, gdy ta przebiega parę metrów dalej, oczywiście nie zwracając na nie żadnej uwagi. Kompletna ignorancja.ONE zaś zaczepne i bojowe do znudzenia.
Kiedy leżą razem wtulone w siebie nawzajem wyglądają jak rzucony mimochodem czarny, błyszczący szal albo sweter - gdzie koniec jednego, a początek drugiego, trudno stwierdzić.
Uwielbiają się bawić. Wczoraj jeden przylazł za mną do kuchni i zrobił figurę zaczepną:


Mrużył jarzeniowe ślepka i czekał. Za chwilę przybiegł drugi, no i się zaczęło - gonitwa, miauki, mruczenie i warczenie.

Mają tygrysi apetyt. Nie wiem, czy tam, gdzie się urodziły, były zmuszone walczyć o jedzenie, w każdym bądź razie są momenty, że strach je karmić. Muszą mieć osobne michy, bo się nawzajem wypędzają, a jeżą się, a warczą...! Ostatnio chciałam podzielić mięsko na dwa kotki, i na dwie miski, nieopatrznie najpierw dałam jednemu i później chciałam przesunąć drugą miskę na pewną odległość, żeby na siebie nie fukały; ten drugi był tak niecierpliwy, że musiałam ciągnąć miskę z kotem zaczepionym zębami o nią!

Kiedy zbyt długo pozwalamy siedzieć im na tarasie i kotkom nagle robi się zimno w łapki, zaglądają przez szybę z minką typu:


I jak tu nie wpuścić kota?

Chodzą ze mną na spacery do lasu. Drepczą dostojnie obok wózka, z gracją stawiając łapki. Kiedy spacer nieco się przedłuża i zaczyna im się nudzić, miauczą żałośnie - próbowałam kiedyś wpakować urwisy do kosza pod wózkiem, ale wyskoczyły. Pogardziły chęcią podwiezienia. Szły dalej i miauczały.

Na najbardziej niecnym uczynku przyłapałam je wczoraj. Klarka napisała, że koty lubią spać w dziecięcych wózkach. Zostawiwszy wózek po spacerze na tarasie, po jakimś czasie wyjrzałam przez okno i moim oczom ukazał się widok godny fotograficznego utrwalenia:


Pstryknęłam fotkę komórką i zanim zawołałam resztę rodzinki w celu zaprezentowania zjawiska live, futrzaki zwinęły się w kłębek, wtuliły w siebie i odleciały ;)

sobota, 12 listopada 2011

Wyjątkowa

Mój siedzi na podłodze oparty plecami o kanapę. Teri leży na jego kolanach, od czasu do czasu patrzy na niego z miłością, liże jego dłoń, merda ogonkiem.
- Moja ty kochana, najpiękniejsza, najcudowniejsza ty!!! - Mój czochra uszy i łepek zwierza, przytula go.
Parskam śmiechem, na co Terita czujnie podnosi uszy i przygląda mi się uważnie.
Mój:
- Spokojnie Teri, spokojnie. Pani jest po prostu zazdrosna!

Mój kładzie się na dywaniku przed rozpalonym kominkiem i przegląda gazetę. Teri dopada do niego i zaczyna radosną akcję pod kryptonimem Jęzor. Liże go energicznie po twarzy, uszach, szyi; nie omija włosów, które upodobała sobie najbardziej, momentami wygląda to tak, jakby szukała w nich pcheł, bo wgryza się w krótką czuprynę. Mój zanosi się śmiechem, krzycząc, że ma łaskotki i za chwilę nie wytrzyma! Po chwili wygląda, jakby wyszedł spod prysznica, a włosy ułożył na żel. Jestem do łez rozbawiona. Wykrztuszam z siebie:
- No jak ona cię kocha! Szczęśliwy jesteś, co?
- Pewnie! Ty mi tak nie robisz!

Mój do mnie:
-Alutka, ja cię proszę, ucisz wreszcie Trzeciego, bo mi zaraz obudzi psa!
Albo:
-Bądźcie wreszcie cicho! Teri śpi!

Mój do Trzeciego:
- No nie płacz, malutki, nie płacz, chodź, PAN przytuli!
Mój do Teri:
- A co ty chciałaś? Głodna jesteś? No chodź, TATUŚ da ci jedzonko!

Mój zwariował z miłości do psa! :)
Przepraszam: Psa! ;)

piątek, 4 listopada 2011

czwartek, 3 listopada 2011

Trzeci Trzymiesięczniak

Jeżeli mama myśli, że taka pozycja liczy się jako "na brzuchu".... ;)



Jaaa cięę...ale wysookoo... ;)



Trzeci ma trzy miesiące i trochę.
Właściwie mija czwarty miesiąc jego życia. Czas doprawdy myka błyskawicznie. Wczoraj siedziałam przez chwilę na tarasie i zastanawiałam się, gdzie podział się lipiec, sierpień i wrzesień?! Czyli miesiące dynamicznych zmian typu nowy dom, nowe dziecko! To NOWE stało się już zupełnie codzienne i powszednie! Nadal pachnie nowością, owszem, ale już nie powoduje dreszczyku rozkosznej tajemnicy ;)
Wracając.
Trzeci ma trzy miesiące.
 Jest bystry i ciekawski. Skończyły się maratony dziennego spania po 2-3 godziny; sypia jeszcze kilka razy, ale po pół godzinki, bo przecież musi ominąć go jak najmniej.
Zaczął ostatnio grymasić przy piciu z cyca; przez 2 tygodnie nijak nie dało się go nakarmić w dzień. Kombinowałam-ograniczałam bodźce, spuszczałam rolety, a może na leżąco, a może spod pachy, a może ulubionego pluszaka pokazać (w zębach trzymałam ;)...nic to, każda próba przystawienia do piersi kończyła się wielkim płaczem. W nocy, na śpiocha, dokładnie odwrotnie - pił chętnie, spokojnie i do ostatniej kropli. Zdesperowana myślałam już o podaniu mu butelki, ale...jakoś minęło! Nie pije wielgachnych ilości, ale pije! Nie wiem, co TO było - kryzys, bóle brzuszka...? Za jakiś miesiąc, myślę, zacznę wprowadzać mu normalne jedzonko, muszę go przyzwyczaić również do innego pokarmu, zanim wrócę do pracy.

Na spacerach śpi znów jak zaczarowany. Często wyprawiam go z Pierworodnym, który jest na tyle rozważny i odpowiedzialny, że mogę ich puszczać razem bez obaw. Pierworodny tłumaczy mi, że jak mały trochę się kręci i nie może zasnąć, włącza mu "jazdę ekstremalną". Boję się dopytywać o szczegóły ;)
Ja najczęściej wyprawiam się do lasu. Trzeci sztachnięty porządnie bombą tlenową śpi tam tak, że włos nie drgnie. Kiedy przez drogę nie zaśnie, usypiają go później leśne ciche dźwięki i przesuwające mu się nad głową gałęzie i  korony drzew.
Śmieje się nadal całą gębusią. Zarówno podczas uśmiechów jak i rasowego śmiania rozdziawia caluśki ryjek, pociesznie to wygląda. W dodatku jest grubiuśki, więc w policzkach robią mu się dołki wielkości Kotliny Sandomierskiej. Ostatnio rozbawiłam go do łez i wywołałam głośny rechot całowaniem w szyję!

Najpiękniejsze chwile przeżywam rano, kiedy budzimy się, a ona taki cieplutki, pachnący jeszcze snem wpatruje się w nas i nieśmiało uśmiecha, po czym rozkopuje się z kołdry i zaczyna broić. Te chwile sprawiają, że na myśl o powrocie do pracy ściska w gardle cholernie. Ale! mus starać się nie myśleć.
Tylko jak tu nie myśleć, jak dzwonią ostatnio i proszą przyjeżdżać! Koleżanka, z którą współpracowałam, też jest w ciąży, i czuje się tak okropnie, że nie jest w stanie pomóc dziewczynie, która przyszła na zastępstwo. Więc zaprosili mnie - bardzo mocno prosili - żebym trochę poprzyjeżdżała i biedaczce pomogła ogarnąć. Jeżdżę, pomagam, i siłą rzeczy myślę, jak to będzie, gdy już na dobre powrócę. A muszę, bo źle się dzieje "na górze", zwolnienia, redukcje, i wprost proporcjonalny do tego ;) nawał pracy.

Trzeci śpi cały czas z nami. Mam w nosie gadanie, że to może "niewychowawcze", że powinnam przyzwyczajać go już do łóżeczka, że potem nie dam rady. Ważne jest dla mnie to, że się po primo: wysypiamy, a po secundo: czujemy z tym bosko. Młodego też "chowałam" w małżeńskim łożu i jakoś potem bezboleśnie i stopniowo zmienił mebel, więc może z Trzecim też nie będzie najgorzej. Na razie się nad tym nie zastanawiam. Łóżeczko stoi obok, służy do przewieszania ciuszków póki co, i do wyglądania - ładnie.

Trzeci zaczął kojarzyć, że łapki - te właśnie! - są przyczepione do niego. Póki co namiętnie wpycha je do buzi; czasem "przygryzie" się dziąsełkami tak bardzo, że uderza w płacz. Kiedy dłoń nagle znajdzie się w zasięgu jego wzroku, zamiera i wpatruje się zdziwiony. Na zawieszone nad głową zabawki i grzechotki żywo reaguje - trzepocze rączkami i przebiera paluszkami, jakby chciał już uchwycić.... Ale mały móżdżek nie chce się jeszcze z łapką skoordynować; czasem uda się przypadkiem - i jest to dla niego wielki szok. Niezwykłych emocji i doznań dostarczają mu jego własne... skarpetki. Im bardziej kolorowe, tym oczy okrąglejsze ze zdumienia. Kontempluje widok skarpetek trzymając własne stopy w górze,  lub posadzony na czyichś kolanach - mając stopy tuż przed sobą. W podobny sposób zadziwiają go wszelkie kolorowe elementy naszych ubrań. Uwielbia wpatrywać się również w ogień w kominku. 
Z rozczuleniem obserwuję wszystkie przejawy zdumienia; jego miny, okrągłe oczy, otwarta buzia...

Taki ekscytujący - choć niełatwy - jest proces stawania się myślącym człowiekiem. ;)

wtorek, 1 listopada 2011

Tacie



Śpij
tak spokojnie
śnij
a ja Ci będę nucić dni szczęśliwe
i swoją pamięcią Cię utulę
wiesz
nasze łzy ukryte i ta miłość trudna
wiecznie żywe