niedziela, 6 lutego 2022

W gęstej mgle wirusa spotkanie z intuicją


Na skrzydłach poCovidowych powikłań usiłuję przemierzyć całkiem nową rzeczywistość. Niby ja, ale jakaś zupełnie nieJa, rozbita na tysiąc puzzli, które prędzej czy później trzeba będzie ułożyć. Mknę tym zadziwiającym, rozczłonkowanym korowodem, zagarniając pod siebie cząstki świadomości trzymających się razem tylko siłą woli. Przedzieram się przez chmury niemocy i podmuchy zbyt krótkiego oddechu, słysząc odległe grzmoty piorunów, przetaczających się od tygodni w obolałej głowie. Kołuję nad polami obowiązków i powinności, nad łąkami wyzwań codzienności i boję się wylądować, powstrzymuję przed sfrunięciem w dół w obawie, że ta nowa ja-nieJa nie będzie mnie się podobać. Będę nią niebotycznie zdziwiona i rozczarowana. Będę przeklinać jej niemoc i ograniczenia. A jednak, z drugiej strony, paradoksalnie, będę jej wdzięczna, bo znów przyniosła ze sobą nową jakość i przemieszała składniki ustalonego porządku rzeczy. Najpierw delikatnie i niezauważalnie, a teraz już stanowczo pcha do wirującego koła zmian. Kiedy zdecyduję się opaść na ziemię i złożyć skrzydła, nie będzie już odwrotu. Dlatego zwlekam. Dlatego się zastanawiam. Dlatego próbuję nową jakość opakować jeszcze w górze, nadać jej jakąś sensowną formę, by nie pozwolić cząstkom świadomości opaść fragmentarycznie; by nie rozsypać się piaskiem w trawie, tak już totalnie nieskładalnie. 

I tylko zarozumiałe bolesławieckie koty patrzą z wyższością  na moje nieporadne usiłowania, na moje szarpanie się w górze i poddawanie się wiatrom wątpliwości. Z przekąsem pytają, czy na pewno, i unoszą jarmarczno kolorowe pyszczki w stronę wirujących w powietrzu drobinek konformizmu. 

Nie wiem. Nie wiem, czy na pewno. 

 Czuję tylko słońce na twarzy i zachłannie chłonę ciepło przeczuć. Wyłaniająca się zza obłoków intuicja łagodnym gestem wskazuje kierunek, prowadzi ku ziemi. Boję się, ale mobilizuję wszelakie pokłady odwagi, by jej uwierzyć. By zaufać.