Pierworodny nam dojrzewa, niczym
porzeczka na krzaku. Jedna z miliona podobnych sobie.
Przemawia za tym kilka nie
dających się ukryć faktów.
Jest już słusznego wzrostu. Od
jakiegoś czasu patrzę na niego całkiem oko w oko, niebawem pewnie będę pod
górę. Trapery kupowane na zimę, mam wrażenie, mogłyby służyć jako rekwizyt w
bajce „Siedmiomilowe buty” (rozmiar 42). Ciuchy – rozmiarówka całkiem młodzieżowa,
lub wręcz męska.
No dobra, cała trójka jest dość wysoka,
bo pewnie w ślady ojcowe idą - Mój sięga 185 cm. Młody w miarę wysoki, choć
drobnej budowy ciała; chudy jak szczypiorek, krótko mówiąc. Trzeci niby norma,
ale również w górnej granicy siatki centylowej. Nie powinnam się więc dziwić.
Wracając do Pierworodnego. Otóż
zaczął miewać słabości, narzekać na ból głowy, stawów. Już od dłuższego czasu.
Kilka dni temu zasłabł na lekcji W-F. Dr twierdzi, że przyczyną jest po prostu
dojrzewanie, ale w trakcie badań jesteśmy, i miejmy nadzieję, że to
rzeczywiście TO.
Kolejne – syn otóż zaczął
hołdować zasadzie, że każdy, ale to każdy nieład w jego pokoju, jest nieładem
twórczym i artystycznym. Jego zamiłowanie do słowa pisanego sprawia, że
przejście przez jego królestwo, to przedarcie się przez hałdy papieru, notatek,
tabelek, różnorakich statystyk, czasopism sportowych i komputerowych, plakatów,
terminarzy, książek i zeszytów. W tym wszystkim monotonia obrazu przełamana
zostaje malowniczymi stosami ciuchów – brudnych i czystych, oraz zabawkami
Trzeciego, którym często i nawet chętnie się zajmuje. Nie wiem jednakowoż, jak
też przebywanie w tym nie do końca sterylnym środowisku wpłynie na zdrowie
Trzeciego, w każdym bądź razie prośba, wyrażona chyba nadto zbyt ogólnie – o
posprzątanie, polega na przerzuceniu konkretnego stosu w inne miejsce, bo
przecież ja tego mama używam, ja to
potrzebuję, i jak ułożę, to zginie i nie znajdę…. No tak.
Ale najistotniejszą zmianą jest
to, że zaczął również stanowczo i czasem dość spektakularnie zaznaczać granice
swojej autonomii, tudzież chęci samodecydowania i szeroko pojętej samodzielności.
W wyrafinowany niekiedy sposób pokazuje nam, jaki to on już dorosły i
samostanowiący, oraz wcielający w swe dwunastoletnie z haczykiem życie złotą
zasadę „ja siam”. Nie mówiąc o własnym niezależnym zdaniu na każdy temat, z
reguły różniącym się diametralnie od naszego.
Ostatnim wycieńczającym epizodem
rodzinnym z tym związanym były zakupy. W roli głównej: Pierworodny, któremu to
rodzice próbowali na złość uczynić i KUPIĆ zainteresowanemu buty oraz kurtkę na
zbliżającą się porę zimową. Ale maaaama,
musimy jechać? mogę chodzić w tej bluzie, co do tej pory… Trampki też mam
jeszcze dobre…Argumenty nie trafiły do serc i umysłów wyrodnych rodzicieli
i zawlekli skazańca, solidarnie razem, do najbliższej galerii handlowej. W roli
alternatywnej wystąpił Trzeci, któremu spektakl oraz sceneria (ludzie, kolory,
ruchome schody i full miejsca do radosnych ucieczek) niezmiernie przypadł do
gustu.
Najpierw buty. Się zaczęło. No tata, chyba żartujesz? takie
obciachowe/dziadkowe/babskie… W życiu nigdy takie. Z brązowym? Mówiłem, że jak
już to czarne! Ale te mają brązowy pasek… Takie wielkie/wysokie/niskie/klapiate?
(cokolwiek to znaczy) Mogę je nosić, ale
ewentualnie na podwórko. Te też są nieprzemakalne, zobacz, ta siatka jest
gęsta…A gdzie ja po śniegu będę chodził? Do lasu mogę w kaloszach. Nie lubię,
jak mnie zmuszasz do przymierzania czegoś, czego i tak nie kupimy… No błagam,
tata zlituj się, w szkolę pękną ze śmiechu, jak mnie zobaczą w czymś
takim…Rany, jaki obciach…
I tak to leciało.
W końcu kupione zostały czarne..
Sama nie wiem, czy pogratulować Memu
janielskiej cierpliwości, czy też Pierworodnemu umiejętności argumentacji, oraz
postawienia na swoim.
Przy kupnie kurtki Mój jednakowoż
spasował, rzekł, że on woli pojeździć z uszczęśliwionym Trzecim na ruchomych
schodach, oraz choćby do północy wrzucać złotówki w bujające pojazdy i inne
stwory… Bo kolejnego galopu po sklepach, z tym utrapieńcem, to on nie wytrzyma.
Ufff… Trzy głębokie wdechy i do
paszczy lwa. Sklepów sześć. Gadka ta sama. Taka?
Nigdy w życiu. Ale mama, zobacz, jaka nadmuchana/brzydka/kolorowista (a ma
być wszak czarna) /dziwaczna/krótka/długa/kiczowata…No
dobra, przymierzę, ale i tak wiem, że będę wyglądał jak pajac, widzisz? gorzej
nawet, jak nie powiem co…Na pewno nie z takimi napisami, co ja gazeta jestem?
ta ma dziwaczne suwaki, ta wygląda jakby była na lewą stronę, ta za szara, za
zielona, za kizio-miziowata…Ta jest cała czarna? ale po co tu te zatrzaski? wcale
nie będę wyglądać czarno jak Drakula, przecież dżinsy mam granatowe! no
doooobra, może być.
Z czapką i koszulkami wcale nie
poszło łatwiej.
Wrrrrr….
Ja rozumiem, że wpływ
rówieśników, że uwalnianie się spod wpływu rodziców, że bunt, że opanowywanie
nowej roli społecznej, że nabywanie nowych umiejętności… ale jakim, się pytam,
kosztem? Pal licho te 500 zł wydane jednorazowo na niego, toż zupełnie bezcenne
jest to zmęczenie, w towarzystwie którego raczyliśmy wrócić pod rodzinną
strzechę.
I powiem Wam, że jeśli tak
wygląda to „dojrzewanie”, to będę profesjonalnym „miszczem” i ostoją spokoju za
jakieś 20 lat, albowiem sytuacje skrajnie stresowe i wielokrotny kontakt z
takim horrorem powodują u człowieka rozwój iście życiowej mądrości i wyciszenia.
Albo psychicznego wycieńczenia, ha!
Tak czy tak, wyprawa okazała się
znacząca i pouczająca pod kilkoma istotnymi względami:
- Pierworodny dorasta.
- Pierworodny nie lubi zakupów.
- Trzeci uwielbia zakupy.
- Pierworodny szaleje na punkcie czarnego koloru. Czy
już zacząć się niepokoić?
- Trzeci szaleje na punkcie ruchomych schodów, oraz
wielgachnych powierzchni.
- Pierworodny potrafi argumentować. Albo ma wyjątkowo
słabych duchem rodziców.
- Odwołuję stwierdzenie, że z chłopcami jest łatwiej,
bo są mniej wymagający.
- Czy na tym etapie on już gdzieś tam nazywa nas
„starymi”???
- Dużo prościej było, gdy wymagał jedynie zmiany
pampersów, ząbkował, nabijał sobie guzy, bał się ciemności i śniły mu się potwory wyskakujące z szafy.
- Dobrze, że jest Trzeci i kolejny maluch w
perspektywie, w przeciwnym razie pomyślałabym, że się starzejemy!
Z drugiej strony, czy my byliśmy
inni? Mój stwierdził, że w jego wieku nie wybrzydzał z ciuchami, bo nie było
wyboru i nie było z czego wybrzydzać. Ja też raczej donaszałam ubrania po
kuzynkach i rzadko kiedy miałam coś nowego.
Dochodzimy więc do przyjemnej konkluzji,
że jest znów na co zwalić: otóż to dobrobyt i konsumpcjonizm psuje nam dzieci,
ha!
Od razu mi lepiej ;-)))
Serdeczności J
Ps. A to zdjęcie przywraca mi
wiarę ;-)