sobota, 25 lutego 2023

Chwilka przed Wirusem, i Tomkową kolacją




 Nie zbieraj kropek. Łącz je.  Zasłyszane gdzieś w sieci.

Nie przekroczysz przepaści małymi krokami. To od Dreamu.

Zapamiętać. 

Oraz jeszcze zasadę Piątej, której mylą się pisane literki "b" i "d" - że "b"  ma brzuch, a "d" ma dupkę, i wiem, że nie jesteśmy autorami tejże zasady, bo obiła mi się już kiedyś o uszy, ale najpierw ona sobie to wymyśliła, a potem mnie się przypomniało, że kurka, znam. 

Plastelinowe love Piątej powoduje częstokroć uznanie społeczne, mnie przyziemnie przeraża ilość roznoszonego po domu surowca produkcyjnego, przyklejającego się kolorowymi plackami do skarpetek i pływającego polimerowym planktonem w kociej misce z wodą. W związku z ciągłym brakiem i rosnącym zapotrzebowaniem plasteliny koloru białego zakupiony został kilogramowy bloczek, plus podobny koloru cielistego, obydwa już na wykończeniu. Część mam nawet aktualnie po ręką, rzeźba nosi tytuł: relaks z psem, gdy żar z nieba. Czy jakoś tak. 



"A to, mama, mój słodki jaszczurek" -  fotka dowodzi, że "słodki" to pojęcie bardzo względne.


Piąta to ten typ problemowego dziecka, które na wieść o szkolnej dyskotece w stylu country mówi, że nie będzie się przecież przebierać za jakąś głupią kowbojkę, i że ewentualnie może być krową lub koniem, bo też pasują do Dzikiego Zachodu. No i idzie przebrana za krowę, z doczepionym z tyłu ogonem PSIM, bo zapomnieliśmy zrobić krowi, czyniąc jakieś przemyślane handmade, a w domu był psi z gotowego kostiumu. Oczywiście na balu jest jedyną postacią inną, niż kowboj lub kowbojka, i wzbudza intensywne zainteresowanie. 

Niecierpliwie oczekuje na wzrost czterech kluczowych zębów - niemalże jednocześnie wypadły jej cztery górne: dwie jedynki i dwie dwójki - bo nie daje rady odgryzać ogonków od gruszek, a gruszka z nieodgryzionym ogonkiem to jak nie gruszka.

Kiedy bracia w dość gwałtowny sposób przerywają względną ciszę domu tupiąc nogami, krztusząc się ze śmiechu i drąc japy w zabawie w "walczenie", toczącej się na piętrze, a ona siedzi z nami na dole,  wkurzona, przytakująca moim słowom: "za chwilę któryś będzie płakał", i kiedy w końcu moje prorocze słowa wypełniają się w bolesnym jęku Szóstego: "ałaaaa", ona, doprowadzona do ostateczności, ciężkimi i szybkimi krokami pokonuje schody prowadzące do męskich pokoi, mrucząc pod nosem: Zaraz sprawdzę, co się tam dzieje, zrobię porządek, mama mówiła, że będzie ryk, nigdy nie słuchają...".

A kiedy Mój upomina Czwartego po raz któryś, a Czwarty niespecjalnie kwapi się do wypełniania zaleceń, co powoduje ojcowską irytację i zdecydowane zwiększenie poziomu głośności w przekazywanych komunikatach, Piąta patrzy na rodziciela karcąco i lekko zniecierpliwiona mruczy, tak! znów mruczy pod nosem: No przecież to tylko dziecko... Nie mówiąc o: Nie przeklina się przy dzieciach...

I budzi mnie o świcie, z pluszowym krokodylem pod pachą, że trzeba wstawać, bo Tomek, bezdomny kociak, którego dokarmiamy, na pewno już siedzi na tarasie i czeka na śniadanie. I regularnie sprawdza, czy drzwi drewnianego domku w ogrodzie są lekko uchylone, przystawione taboretem, by nie otworzyły się zanadto ("bo będzie mu zimno"), aby Tom mógł sobie tam wchodzić, rozkładając się ze swoimi kocimi problemami i snem na miękkiej, dziecięcej kanapie, przykrytej kocem zaniesionym tam specjalnie dla niego. 

Tom ma być całkiem nasz, w zasadzie mieszka cały czas w obejściu, czai tylko, gdzie są psy i przemieszcza się tam, gdzie ich nie ma, nauczył się już, że na wybiegi lepiej nie wchodzić, ani nawet siadać na płocie w pobliżu. Trzyma się tarasu i terenu przy budynku, gdzie psów prawie nigdy nie ma, noce spędza w domku, puchaty jest taki, duży, prawie zadbany. Urabiamy Mojego, który na wieść o trzecim kocie w domu kręci nosem, a trzeba by do weta zabrać, zbadać, zaszczepić, wysterylizować, bo to młody kocurek i jak nic, będzie pieczątki swoje przystawiał. Prawdę powiedziawszy, nie wiemy nawet, czy jest bezdomny, czy może czyiś, na wsi koty chodzą wszędzie i nie grzeją zadów w pościeli, jak nasze dwie gwiazdy, mieszkają gdzieś w ruinach czy w stodołach, gdzie mają polować na myszy i być, nie narzucając się zbytnio swoją obecnością. Albo i nie być, bo co to kot, zwierzę tylko, dziś jest, jutro go nie ma. Jeśli nie łapie myszy to lepiej niech schodzi z oczu. Tom już nie poluje raczej, nawet na ptaki kręcące się przy karmnikach w ogrodzie patrzy z zaciekawieniem, ale bez gotowości do ataku, pełny brzuch koci sprawia, że nie ma potrzeby polować, by jeść, a ganiać za ptactwem dla rozrywki chyba mu się nie chce. I dobrze, i o to chodzi, grubaśne wróble, również przez nas tuczone nadmierną (według Mojego) ilością wysypywanych ziarenek do karmika i wieszanych regularnie wałków tłuszczowych są względnie bezpieczne. 

Kawa dopita, młodzi rozkładają karty, będzie partyjka (albo sto) w Wirusa. Takie soboty lubię.

Jeszcze szybko kocia kolacja, bo Tom już zagląda przez drzwi tarasowe, ciemne już, wieczorne. 




4 komentarze:

  1. Alutko, jak ja lubię czytać Twoje o dzieciach i o świecie, który stworzyliście i o waszych wspólnych wieczorach )
    a Piąta jest UZDOLNIONA bardzo !! serio myślę, że rzeźba to kierunek dla niej, ceramika i inne wymagające sprawności połączonej z wyobraźnią. Cudowne te jej wykwity plastelinowe, budzą uznanie i szacunek mam nadzieję )) a że się przylepia plastelina do skarpetek, nooo moja droga życie z artystką, nie jest do końca usłane różami hehe

    OdpowiedzUsuń
  2. W temacie ogonków od gruszek zgadzam się absolutnie !! "Brzuszki" i "dupki" też stosowałam...;o)
    Cudni jesteście po całości...;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nasi znajomi na swoją córkę, zachowującą się w stosunku do rodzeństwa, jak Piąta, mówili Matka B😂 tak mi się teraz przypomniało. Oraz nasze koty łażą wszędzie i nawet wchodzą w drogę psom, nad którymi pracuję ja, żeby ich nie zeżarły😂
    Jeszcze Ci tylko powiem, że talent Ci w domu rośnie i zbieraj kasę na dobrą uczelnię artystyczną, tanio nie będzie, wiem z doświadczenia😀

    OdpowiedzUsuń