sobota, 4 marca 2023

O ogoniastych istotach i nowych trendach w branży kofeinowej


Poszłam na Allegro zrobić zakupy, zamiast gumek do włosów, odplamiacza i soli himalajskiej znów kupiłam książki. Pisałam kiedyś u Teatru, że kompulsywne kupowanie książek to mój sposób radzenia sobie na wqrw, niestety jest to również mój sposób na nomen omen zakupy, zabieganie, dobry humor, kiepski humor, ból głowy, konieczność zaplanowania imprezy urodzinowej, w zasadzie, ogólnie, na życie. Teraz może na zmęczoność, gdyż ponieważ jakieś takie przyjemne, ale trochę ogłupiające wiosenne przesilenie dopadło mnie znienacka. Wstaję koło 6, lubię w spokoju wypić kawę, zanim dziatwę zacznę o 7 budzić do edukacyjnej placówki dziennej, Mój w tym czasie jest już z reguły u psiąt, więc samotna w kuchni nastawiam ekspres, karmię koty, szukam Toma, powoli układam śniadaniówki (teraz to się nazywa lunchboxy. lol) i czasem z rozbiegu kroję owoce, ogórki, paprykę... ale najpierw jednak kawa, ikeowski uszak w kolorze butelkowej zieleni i obowiązkowy przegląd prasy fejsbukowej: Paweł Lęcki, Belfer na zakręcie, PigOut, czasem Przemek Staroń i  Karolina K-M, na więcej nie starcza czasu. Wczoraj zamiast ziarenek Dallmayr do ekspresu ochoczo sypnęłam kociej karmy, suchej, zorientowałam się po chwili, więc klnąc siarczyście pod nosem i ignorując zdziwione spojrzenia kotów, którym trajektoria lotu paczki z karmą wydała się podejrzana w związku z tym, że poszybowała w górę, miast w dół do oczekujących misek i paszcz przy nich, poczęłam wybierać chrupek po chrupku z pojemnika na ziarna. Udało się usunąć chyba wszystkie, ale jakiś taki pył pozostał, trudno, wyczyści się po iluś kawach, smak jest okej, Mój i Drugi skarg nie wnosili, ekspres też nie protestował. Tak że ten, oraz fakt, że przydałoby się odpocząć, reset włączyć, niekoniecznie fizyczny. Wypad w góry po trzykroć już zaplanowany, ostatni weekend marca w Szklarskiej, później kwiecień i caluśki tydzień w okolicach Babiej Góry, potem czerwiec i Tatry. Jesień tradycyjnie Bieszczady, ale jeszcze bez konkretów. Wszędzie, rzecz jasna, miejscówki wiejskie, rozkoszne zadupia. Mój, wygłaszając przemowę podczas spędu urodzinowego swego - zawsze pajacuje z przemówieniami, wywołując kupę śmiechu - rzekł poważnie, dziękując wszystkim za przybycie (przybył jeno Pierwszy z lubą swą, reszta to domownicy), że będzie to rok podróży. Patrząc na wstępny harmonogram wyjazdów to faktycznie, bo gdzieś jeszcze trza wodę wcisnąć, Bałtyk, a może Mazury. 

Kiedy na stronie hotelu Mój ogłosił dni urlopowe - a w te dni nie przyjmujemy psów właścicielskich, w hotelu pozostają tylko bezdomniaki, które w związku z nienachalną ilością łatwiej ogarnąć pracownikowi i naszym starszym, jeśli pozostają na miejscu i nie jadą akurat z nami - rozdzwoniły się telefony i rozpikał messeger, że jak to tak, a nasz urlop, nasz wyjazd, sanatorium, remont, co my zrobimy z psem, bo my wtedy też... Zawsze staramy się dni urlopowe ogłaszać już na początku roku, stali klienci proszą o to, bo wtedy mogą dostosowywać swoje urlopy do naszych dni pracujących, psy są do nas przyzwyczajone, znamy się, niektóre człowieki często powtarzają, że bez nas, bez możliwości oddania zwierza na wakacje nie mogliby wyjeżdżać. Rozumiemy dobrze, że komfort to dla nich i poczucie bezpieczeństwa, więc staramy się czynić sytuację klarowną, a i tak zdarza się, że w czasie naszego wyjazdu przebywa w hotelu jednak jeden czy dwa ogoniaste od ludzi, bo ubłagali. Nie ma takiego momentu, aby nikogo na miejscu nie było, więc dramatu nie ma, a ludzie zadowoleni. 

Stali bywalcy cieszą się na pobyt u nas i to dla nas najlepsza reklama, mówią nam czasem ludziska, że psisko szaleje w aucie, jak tylko wyczuje, że pojazd zbliża się do hotelu, wyskakuje potem radośnie i gna taranem na wybieg, nie zważając na zamknięte furtki. Takie sytuacje cieszą oko i serducha nasze, do wielu zwierzów człek już przywiązany, jak do swoich. Mamy dwa takie ananasy, z wioski sąsiadującej, jakieś 4 km dalej, które osiągnęły poziom mistrzowski w podkopach i radośnie spierdzielają właścicielowi, drążąc uprzednio tunele pod ogrodzeniem, po czym mkną przez pola i lasy po to, by samodzielnie i osobiście stawić się w recepcji hotelu i poprosić o wybieg Vip z agility - oponami. Ile to już sytuacji, gdy bezmyślnie spoglądając przez okno kuchenne dostrzegam nagle śmigających leśną drogą dwoje sporych rozmiarów czterołapnych sprinterów w kolorach beżu i brązu. Albo idę wynieść śmieci i patrzę, a zza metalowych prętów furtki patrzą na mnie dwie roześmiane paszcze, labradorowa i owczarkowa, merdając radośnie ogonami i oczekując na niezwłoczne wpuszczenie. Traktują nas rzeczywiście jak drugi dom i chyba czują się dobrze w tej sekciarskiej psiej komunie, bo od nas jeszcze spierdzielać nie próbowały. Tak więc otwieram którąś z furt i wskakują na jakikolwiek wybieg jak do siebie, robią szybką przebieżkę wokół i witają się z przebywającymi tamże aktualnie. Mój tylko bierze telefon i dzwoni do właściciela: Twoje dzieci właśnie zameldowały się w hotelu. A on mówi, że ukatrupi za bezczelny gigant, oraz za dziury w ogrodzie i przyjedzie po kundle po południu, lub za rok. 

Ten zwierzakowy świat to już taka nieodłączna część naszego życia, że totalnie nie wyobrażam sobie bez. 10 lat w branży, mnóstwo psów, tony doświadczenia, a tyle jeszcze przed nami. Ciągle coś doplanowujemy, ulepszamy. I przygarniamy. W herbie hotelu, jeśli się kiedyś dorobimy, powinna być Myszka, pisałam o niej kiedyś, niedotykalski bezdomniak po traumatycznych przemocowych przejściach. U nas nauczyła się ufać człowiekowi, poznała, że dotyk nie musi boleć, długa to była droga, potrzeba było wielu miesięcy spokoju i cierpliwości. Ale udało się, zaczęła się otwierać, nie reagowała już dramatem na głaskanie i dotyki pielęgnacyjne, ciągle ostrożna, z lękliwym zaufaniem w ciemnych oczkach. Gotowa do adopcji poczęła przyjmować chętnych do kochania i gotowych na udostępnienie miejsca na kanapie. Niestety, potencjalnym kandydatom najczęściej eksponowała dość sugestywnie nastawione uzębienie, oraz z podobnym przesłaniem, najeżoną rudą sierść. Nie było szans na nawiązanie kontaktu. Zaczęła wykazywać też predyspozycje do obrony swoich ludzi, czyli nas. Próba adopcji do domu (strasznie emocjonalnie przeżyłam jej wyjazd), który miał już doświadczenie z trudnymi psami zakończyła się powrotem Myszy po trzech godzinach, bo nie dała do siebie podejść. Odpuściliśmy. Adoptowaliśmy zwierza, bo co było zrobić. Jako nasza fizycznie i w papierach, uspokoiła się od razu, łaskawie toleruje obecność innych ludzi i psów, kiedy my jesteśmy w pobliżu. Kiedy nas nie ma,  a ona obejmuje straż w swoim ulubionym fotelu na tarasie, nie ma takiego śmiałka, który odważyłby się wejść do ogrodu. Typowy wiejski burek i stróż obejścia. A jednocześnie księżniczka, bo twardości pod dupskiem nie uznaje, musi być miętko, ciepło i wygodnie. 

Kochana i oddana tak, że bardziej już chyba nie można. Patrzcie.





A na początku wpisu stała gościni, Emitka, piękno-różnooka. 

Napisane. Powspominane.

Teraz kawa.

7 komentarzy:

  1. Alutka techniczna prośba, pisz częściej )) ja iem, że masz dużo pracy dzień cały ale...no i Myszka piękna PIĘKNA i różnookie też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znów mnie blogger wywalił i za anonima robię uff zalogowałam się, zobaczymy na jak długo?co do książek, i ja cały czas na poprawę w głowie i na odloty ))szukam ale już wybieram, bo przecież wszystkiego nie przeczytam...i ostatnio głównie słucham, jak jest ciężko, jak jest stres albo inna cholera, to papierowe nie wchodzą, za to audiobooki owszem.

      Usuń
    2. Teatru, ja dokładnie tak samo, książki papierowe i ekranowe (Kindle) dość często, ale częściej jednak słuchawki w uszy i jadęęę, przy każdej pracy domowej, bywa to kłopotliwe i domownicy się wściekają, że mówio i mówio, a ja nic. Staram się więc mieć odpowiedni poziom dźwięku i słuchać tak lektora, jak i życia wokół jednocześnie ;)
      Dzięki! :*

      Usuń
  2. Przez to, że jesteście tak daleko, jeździmy wszędzie z piesełem...Naczytałam się o Waszym hotelu i poprzeczka poszybowała w kosmos...;o) Zdjęcia wrzucacie przepiękne...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, no szkoda, że Wasz kanapowy oportunista nie zasili szeregów Teosiów, ale to, że z Wami jeździ, może jeździć i nie ma potrzeby rozłąki to też faaajnie!
      Dzięki za docenienie obrazków, Mój co prawda totalny amator, ale jakoś tak umie w foty psie. Ważne jest to w szczególności przy fotach adopcyjnych, łatwiej psisko "sprzedać", jak ma ciekawe portfolio :D

      Usuń
  3. Znowu jestem spóźniona, ale tak to jest, jak się bardziej ogarnia real, niż virtual. Oraz moi szefowie mają dwa psy i dwa koty. Wszystkie ich dopóki my nie pojawimy się na horyzoncie, aż mi czasem głupio, jak zamiast leżeć w salonie przy kominku wolą zostać z nami w biurze😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie od dziś wiadomo, że zmysły zwierzów niczym radary wyczuwają na odległość dobrych, oraz dobrzejszych człowieków, zatem wcale mnie nie dziwi ta kocio-psia przyklejalność do Was <3 :)

      Usuń