Wstać o 4.03. Wskoczyć szybko pod prysznic, bo się z wieczora zasnęło z potomstwem tak, jak się stało. Umyć podłogi. Zaparzyć herbatę. Zrobić kilka zdjęć książeczki z wierszykami Agnieszki Frączek, bo koleżanka prosiła. Wysłać zdjęcia i entuzjastyczny opis. Wyjść z herbatą na taras. Obserwować różowiejące niebo. Czuć chłód poranka na gołych nogach odzianych w piżamowe szorty. Słuchać radosnego napierdzielania ptasząt, w swoich odwiecznych codziennych psalmach wysławiających pojawiającego się ponad horyzontem boga Słońce. Z podziwem zerkać na kołujące nad polem i pokrzykujące żurawie. Wypuścić kota, wpuścić kota, powtórzyć czynność pięćset razy.
Zbierać siły przed ciężkim i długim dniem.
Taka tam moja definicja szczęścia.
Piękna ta Twoja definicja. Akcja z kotem- mistrz 😀
OdpowiedzUsuńKot wiedział że daje szczęście :) podobnie jak ptaszęta :)
OdpowiedzUsuń