piątek, 17 maja 2019

A matka traci czas na pisanie

Otóż w domu kompletny chaos, pomieszanie z poplątaniem, wszystko wszędzie. Przedwczoraj swoje ostatnie tchnienie wydała zmywarka; po sześciu latach pracy średnio dwa razy dziennie miała prawo powiedzieć: idę stąd. Nowa będzie montowana dzisiaj ale mimo starań o bieżące mycie ręczne brudne naczynia mnożą się niczym podziały komórkowe. Druga rzecz. Porządki w szafach dzieciaków, przegląd letnich, segregacja tych za małych i zużytych, przekładanie, wykładanie... Wszystko razy sześć a w związku z tym, że matka bywa Ferrari na torze zakupowym z licznymi zakrętami wszelkich sale, okazji, zniżek, bazarków z drugiej ręki, to trochę tego jest. Logistykę działań zmierzających do odnalezienia się w tym chaosie, w ciuchach nabytych pół roku temu na przykład bo "będą na zaś" śmiało określić można mistrzostwem świata. Te za małe, te dla kogoś, te do wyrzucenia, te do szafy młodszego, te jednak jeszcze na później, te na zimę... Lubię grzebać w ciuchach ale ogrom przedsięwzięcia ze dwa razy w roku ździebko mnie przytłacza. Zdarzyło mi się czasem postawić na absolutny minimalizm ale poźniej frustracja spowodowana ciuchem, którego naprawdę któremuś z potomków brakowało, wbijała mi w serce ostry sztylet pretensji do siebie. Co to za matka która nie potrafi zapewnić potomstwu odpowiedniego odzienia.
Co robi zatem owa matka w tym niepojętym chaosie zacisza domowego, gdzie wszystko jest wszędzie, naczynia rozłożone na szafach, worki i kartony z ciuchami czekają na ułożenie w szafach, tudzież zamknięcie i opisanie, gdzie przechodząc z pomieszczenia do pomieszczenia człek potyka się o leżące zabawki, zostawione otwarte książki, pluszaki, folie i kawałki styropianu pochodzące z rozbrojonej nówki?
Otóż matka spogląda na to wzrokiem pełnym pogardy i dopija poranna kawę, chłonie ciepło ciała Szóstego wdrapującego się właśnie w tym momencie na matkowe sterane plecy (bo matka na podłodze przysiadła z racji tego, że na krzesłach i na kanapach siedzi bałagan) i rozprawiającego o traktorach, które wyjechały na pole i sieją kukurydzę, którą potem, mama, będziemy jeeeeść, mama kiedy będzie można ją jeść, a powiesz mi, kiedy urośnie i będzie taka zielona i zapytamy pana Henia, czy możemy sobie jedną zabrać i zjeść??
Matka przeżywa również treść książki, którą skończyła czytać o 2 z minutami nocną ciszą i doprawdy wyjątkowym wrażliwcom powinno się zabronić czytania niektórych książek, i mało ważne, że wrażliwcy mają wolny wybór i mogliby po prostu niektórych książek nie czytać. Ale owe niektóre książki mają feromonowy książkowy lep jak, nie przymierzając, na mole spożywcze - lecisz, choć wiesz, że zginiesz. Przyklejasz się z lubością płacząc za utraconym życiem.
Taka natura.

4 komentarze:

  1. To nie jest stracony czas. To czas na regenerację matki. A przynajmniej sama tak to sobie tłumaczę ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiam to tłumaczenie :-D W końcu nie samą robotą matka żyje :-D

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. "Czerń i purpura" Wojciech Dutka, wrażeniami z czytania podzielę się na moim drugim blogu, tekst mam gotowy, tylko w wolnej chwili muszę dopracować :-)

      Usuń