niedziela, 19 maja 2019

Przedburzowy zaciesz ;)

Dżizys, 8 lat mieszkania tutaj a ciągle nienacieszonam widokami, klimatem, spokojem, tą zwykłą niezwykłością. Umościłam się na tarasowej ławce i obserwuję znaki na niebie i ziemi zapowiadające burzę. Nie mam żadnej potrzeby wydobywania się stąd, ani aktualnie, ani globalnie; nie mam potrzeby żadnych podróży. Pierwszy, kwalifikowany Łowca Burz pojechał "gdzieś bliżej" wyładowań, Drugi, ze smykałką do montażu filmowego pojechał razem z nimi kręcić materiał. Ostatnio posklejał świetny film dedykowany nauczycielom od uczniów w czasie Strajku, wzruszyłam się ogromnie tak wrażliwością i mądrością uczniów ze szkoły mych synów jak i pomysłowością Drugiego. Szósty siedzi w piaskownicy i pyta, kiedy wreszcie ta burza. Piąta zapadła w drzemkę, na siedząco, na kanapie, ściskając w dłoni ukochane Safirasy, Trzeci i Czwarty odpoczywają po dopołudniowym i okołopołudniowym turnieju piłkarskim, który w tak duszną pogodę przewalcował młodzież doszczętnie. Patrzę na wakacyjnego psiaka, który z uporem maniaka kradnie kamienie ze skalniaków i przenosi je w pysku, bawi się nimi jak piłką, przynosi do aportu. Mówię: Jerry, ale ty głupi jesteś, weź normalną piłę, rzucę ci, kamienia ci nie rzucę, zapomnij, zęby sobie połamiesz głupolu.
Nad głową przelatuje samolot, przecinając srebrnym błyskiem ciemniejące, pomrukujące niebo.
Mój wyłania się zza budynku z kolejnym sierściuchem na smyczy i mówi, że idzie pozbierać psy z wybiegów, bo będzie lało.
Bibi kocisko drze japę na parapecie - wróciłam, idzie burza, proszę mnie wpuścić.
Myślę sobie, że niedziela, zwykła zupełnie ale jakoś tak podkręcona przeze mnie świadomością niezwykłości i wdzięcznością zostanie we mnie na długo, może na zawsze.
Jednakowoż to prawda, że w pamięci, niczym najcenniejsze diamenty, przechowujemy te proste, zwyczajne chwile.
One są naszą siłą później, gdy po burzy intensywniejszej niż zapowiadały prognozy, nie tak prędko wychodzi słońce.








2 komentarze: