czwartek, 9 grudnia 2021

Niedeficytowy brak

Zaczęło się od tego, że trafił do schroniska ze starym urazem łapy. Zdjęty z łańcucha, jak spora część jemu podobnych. Przewlekły stan zapalny spowodował decyzję tamtejszych weterynarzy o amputacji. Niestety, nie do końca rzetelna wiedza branżowa, a może brak empatii, brak dokładniejszego zgłębienia się w temat, rutynowość, specyfika pracy i pozostawiające wiele do życzenia nastawienie niektórych wetów schroniskowych do psów bezdomnych sprawiły, że łapka została odcięta w niewłaściwym miejscu. Diagnoza, po zbadaniu przez rzetelnych zwierzakowych lekarzy, nie pozostawiała wątpliwości. 

Trójłapek trafił do nas krótko po tym nieszczęsnym zabiegu, wyciągnięty ze schroniska przez widzących więcej, zaangażowanych wolontariuszy. Serce pękało na widok jego mozolnych wysiłków aby się poruszać, utrzymać na chwilę przy misce czy wchodzić na taras - bo być blisko człowieka - to był jego uparty i niezmienny cel. Z każdym dniem radził sobie coraz lepiej, próbował panować nad ciałem, opracował swoje metody, nie ustawał w wysiłkach, nie poddawał się. Naszym zadaniem było pilnowanie, aby się nie forsował, nie przemęczał, więc zajmował mnóstwo naszej uwagi, i szybko stał się oczkiem w głowie. Mieliśmy łzy w oczach, gdy widząc powrót któregokolwiek z domowników cieszył się bezgranicznie i próbował błyskawicznie podbiec do bramy, upadając przy tym na pyszczek milion razy, ale wstawał i kuśtykał dalej, czyniąc jedną przednią łapą nadludzkie wysiłki, by nie pokonała go słabość ciała.  A potem, szczęśliwy, asekurowany już przez człowieka kładł się na tarasie, ooo tak:


i wpatrywał się w ludzia jak w najsmaczniejszy kąsek. Kaleki, niemłody, schorowany, najkochańszy i najpiękniejszy na świecie. Nie był u nas długo, trafił do miejsca, gdzie dobre istoty ludzkie zapewniły mu profesjonalną rehabilitację, opiekę najlepszych fachowców i sporo alternatyw na zaradzenie kalectwu. Dziś dowiedzieliśmy się, że ma dom, kanapę, swoją własną rodzinkę, sensownie ogarniętą funkcję ruchową i jest najszczęśliwszy na świecie. Pożegnanie z nim, gdy odjeżdżał do "sanatorium" było ciężkie i okupione wieloma łzami, ale dziś tych łez dużo więcej - bo i wzruszenie, i wdzięczność, i wiara w dobro kołysze się w sercu i nieco łagodzi trudne aktualne doświadczenia i ludzkie, i psie. Pomyślałam sobie również, że to właśnie ta partacko ciachnięta łapa otworzyła mu drzwi schroniska; gdyby nie ona, siedziałby pewnie tam do dziś, wtopiony w tłum, podobny do innych samotnych ogoniastych, które czekają na swoich ludzi uporczywie i cierpliwie, w większości przypadków jednak nie doczekując. 

Warto karmić się dobrymi wiadomościami i optymistycznym zrządzeniem losu, bo z takiegoż pożywienia płynie dużo dobrej energii, potrzebnej nam dziś bardzo.

Można mieć szczęście w życiu i otrzymać od losu lepszą jakość istnienia nawet wtedy, gdy czegoś brakuje, gdy zabrano nam sporo, gdy brak jest dotkliwie odczuwalny i zerkając z boku, mogłoby się wydawać, że brak przekreśla szansę na wszystko, co ważne. 

Co jest potrzebne? 
Siły płynące z własnych zasobów, armia dobrych ludzi wokół i odrobina szczęścia. 
Wtedy nawet brak łapy może być całkiem sensowną nadwyżką dobrej jakości.


4 komentarze:

  1. skoro to taka dobra wiadomość, to dlaczego ryczę jak bóbr...
    Alutka daj proszę namiary na Wasze schronisko, domek tymczasowy/fundację.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pojechałaś Waćpanna po bandzie !! ;o)

    OdpowiedzUsuń