Aj tam, aj tam!
Strasznie miłe komentarze zostawiliście pod mym ostatnim postem - dziękuję! - ale doprawdy bohaterka ze mnie żadna! Kaden jeden, mając podobny dobytek na wychowaniu, uczyniłby identycznie, wszak odpowiedzialność za przychówek musowa jest. A siły me nieziemskie, Nikuś, to nic jak tylko natury działanie oraz hormonu o nazwie adrenalina, co to ponoć, hormon ten, rzeczy niemożliwe w możliwe przemienia w mig. Jako i ja się przekonałam, że tak faktycznie być może. Bo dnia dzisiejszego "emki" betonowej nadal na milimetr ruszyć nie mogę.
Sunia żywa i bystra.
A pomór kotusiowy niestety trwa. Padł drugi, tym razem największy kotek. Ani chybi choroba jakaś. Pogrzebu dokonał tym razem Mój - gdy wróciłam z pracy, nie wiedząc nawet o kolejnej stracie, było już po wszystkim. Trzecia kicia się trzyma, niby jest dobrze, ale czy da radę - czas pokaże. Taka samiuteńka teraz w tym gnieździe. Położyłam jej nawet małą maskotkę, żeby miała "towarzystwo", jak się mamuśka wypuści w teren.
Po wykoszeniu okolicznych pól mamy prawdziwą plagę jeży - wędrują sobie legalnie po podwórku albo śpią w kłębek zwinięte - Teoś dostaje szału, podbiega, warczy, poszczekuje. Jeże mają go gdzieś i dalej wegetują.
Oprócz tego sarenki pod płotem, żurawie na wzgórzu i zające.
W rodzinie się śmieją, że brakuje nam tylko kozy, malowniczo wypasającej się na podwórkowej trawie!
No tak... Jeszcze Ci kozy brakuje. Nawet sobie tak nie żartuj, bo Ci "dobre ludzie" za płot podrzucą:)
OdpowiedzUsuńps. A kotusia do lekarza koniecznie wieź.Mus jest dokładnie zbadać co to za pomorek:(Żeby to nie było jakieś zaraźliwie:(
buziaki:)
Nikuś, dzwoniłam do zwierzakowego dochtora i rzekł, że malucha w podróż nie brać, bo może nie przeżyć (mamy dość daleko do miasta). Jak chory to i tak zejdzie, i wtedy na zbadanie ewentualnie kotkę-mamę przywieźć. Nie wiem, czy mu wierzyć, czy szukać innego speca?
UsuńJa tam dochtorom wierzę, ale w razie cóś...zadzwoniłabym jeszcze do jednego.Dla pewności.
UsuńA kociak żywotny, czy niepewny jakiś? No i Zinkowa czy zdrowa.Może te co nie przeżyły miały jakieś wady wrodzone?
Kociak zupełnie żywotny, zaczynają mu się też ślipka otwierać więc jest nadzieja. Zinkowa wygląda zdrowo, wręcz po porodzie sierść jej "błysła" tak, że po oczach daje. Może rzeczywiście tamte dwa miały jakieś wady,to pierwsze potomstwo Zinkowej, ona młoda jest zupełnie, więc to też może jakiś wpływ miało. No zobaczymy. Dzięki :)
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńNie żartuj sobie tak z tą kozą, bo oferty mogą się posypać :)
Taki zwierzyniec, to miłe towarzystwo, tylko uwaga na ostre kolce i tupanie jeżykowej drużynki :)
Pozdrawiam Was serdecznie, Ciebie i bliskich :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, znów coś kliknęłam ;)
UsuńMasz rację, z jeżami trzeba ostrożnie ale te kolce to ich doskonała obrona przed naszymi psiakami więc czują się u nas bezpiecznie.Ale czasem przenosimy je przez płot, żeby przypadkiem autem nie rozjechać.
Dziękuję i pozdrawiam weekendowo :)
Uważam, że powinnaś zdecydowanie kupić kozę;-))))
OdpowiedzUsuńOraz mam nadzieję, że koci maluch ma się dobrze. Kurczę przykro się robi, gdy się czyta, że maluchy (kocie, psie i wszystkie inne) odchodzą zanim zdążyły poznać życie.
Nadwyrazów moc przesyłam;-)
Ależ masz cudowne warunki mieszkaniowe! Ja chcę do Ciebie Aluś! :( Współczuję tych kocich pochówków. Oby następny nie był już konieczny...
OdpowiedzUsuńA koza poza fukcją dekoracyjną daje dobre i zdrowe mleko:)) hihihhi
OdpowiedzUsuńnie ma to jak otwarty dom :-) pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńMój sąsiad hoduje kozy,więc jakby co.....;))
OdpowiedzUsuńKozy dwie koniecznie, bo to zwierzaki towarzyskie i jednej bedzie smutno! Nie zartuje, sama mam dwie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
PS Bardzo sie ciesze ze odkrylam Twojego bloga... dzisiaj ;)