Będzie ckliwie.
Siedzimy przy śniadaniu. Ja z Nusią na rękach, nakarmioną, przytuloną w pozycji spionizowanej - niby do odbicia, ale obie tak lubimy, najbliżej jak się da. Mój wstaje, cmoka mnie w policzek, cmoka dziecię w łapkę zaciśniętą na ramiączku mojej koszulki. Idzie ogarniać zwierzyniec. Zostajemy w kuchni same. Nusik wzdycha przez sen. Dotykam ustami jej aksamitnej główki, powtarzam po raz milionpięćsetny: Boże, dziękuję Ci za nią... a łzy, kap kap, moczą jej ciemne włoski, i zamazuje mi się nagle blat stołu, szafki, okno z firanką całą w pomarańczach, i świat cały; zostaję tylko ja, moje łzy i to ciałko z uszkiem tuż przy moim sercu.
I żeby nie było - mantrę Boże, dziękuję Ci... powtarzam przy każdym moim osobistym niemowlęciu, bo wdzięczność za słodycz, za rozczulającą bezradność, za zapach, za granatowe zdziwione oczka, za małe dłonie zaciskające się na palcu... taka wdzięczność rodzi się automatycznie, z każdym narodzonym dzieckiem.
Tutaj jeno zaimek "nią" posiada inny wymiar. Magiczny. Niedowierzający.
Choć przecież taki zwyczajny.
Alutko, łezka się kula czytając taki wpis;**
OdpowiedzUsuńPrzytulam na odległość :***
OdpowiedzUsuńpiękne jesteście :-)
OdpowiedzUsuńi widać, że dobrze Wam razem :-)
Najpiękniejsza z możliwych chwila... Niech trwa :***
OdpowiedzUsuńcudne jesteście
OdpowiedzUsuńMaleńki Cud Życia, pięknie wyglądacie :)
OdpowiedzUsuńMala dlon zaciskajaca sie na palcu - uwielbiam to i moglabym tak trwac bez konca... Pieknie Wam razem, dziewczyny!!:-***
OdpowiedzUsuńPrzepięknie razem wyglądacie. :)
OdpowiedzUsuńRobię tak samo - przytulam i dziękuję że jest Ze są
OdpowiedzUsuń