Zinkowa.
Ni to sowa, ni wiewiórka. Koty łażą po drzewach, wiadomo, ale Zinkowa podczas leśnych spacerów, które uwielbia, przemieszcza się niczym Tarzan tylko po drzewach i rzadko schodzi na ziemię. Zdarza się, że źle oszacuje swoje możliwości i przeskok staje się wyczynem ekstremalnym - spomiędzy liści dobywa się wtedy żałosne "miaaaa". Zdejmij kotka z drzewa - znaczy się. Akcja ratunkowa wymaga nieraz użycia sprzętu profesjonalnego typu drągi i patyki, czasem bezpośredniej ingerencji ekipy ratunkowej (Młody włazi na drzewo i zdejmuje wyczynowca), a czasem zastosowania sugestii psychologicznej (Zinkowa! No złaź! Przecież nie masz daleko do ziemi, skoczysz! No już, złaź utrapieńcu! Kici kici...!!)
Zmęczona wskakuje Trzeciemu do wózka i układa się "w nogach", zasypia nie zważając na fakt, że Trzeci chwyta ją za ogon i dzierży go w łapce niczym królewskie berło, niezwykle zadowolony.
Zinkowa posiada brata zwanego Zinkiem. Ten, jak na rasowego dachowca płci męskiej przystało, chodzi swoimi drogami, i w ogóle - drogami. Na spacerach nie zbacza z trasy, dumnie i cicho stawia łapkę za łapką i mruży żółte ślepka, demonstrując minę pt. no idę, ale po co ja idę...?
Teri i Teoś, urodzony tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Ten, którego zdecydowaliśmy się zostawić, jedyny tegoż umaszczenia. Jest kompletnie łaciaty! Łaciate ma miejsca, na których nie ma sierści (pod brzuchem) i łaciate podniebienie! Pozostałe trzy maluchy z naszego pierwszego "chowu" były, jak Teri, czarno-brązowe. Udało nam się wszystkie oddać do dobrej - mam nadzieję! - adopcji.
Teoś to typowy szczeniak - łobuzuje i urwisuje, wszędzie go pełno i nosi w zębach wszystko, co tylko uda mu się dorwać. Atakuje Terunię zmuszając ją do uganiania się za nim i do zabawy; czasem, gdy ta nie ma już ochoty i cierpliwości do natręta, delikatnie chapsnie go zębem, ale specjalnie go to nie rusza, trzeba przyznać.
Zinki spierniczają przed nim na płot, choć też nieraz już dostało mu się w nos pazurem.
Jego sposób na spacery to nieodmiennie bagażnik - siedzi, nie zważając na nierówności terenu i wyboje. Łypie czarnymi ślepkami, i gdy czasem cuś tam wyłypie, wyskakuje na chwilę, poniucha, powęszy, pobiega, i już jest z powrotem w wozie.
Zanim zdążyliśmy zapisać się na sterylizację, Teri dostała kolejnej cieczki. Ogrodzenie jest. Brama też. Pilnowaliśmy puszczalskiej, jak oka w głowie, żeby nie zwiała, nie myknęła na randkę. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę tego, że wsiowe kundle nie dość, że przebiegłe i sprytne są, to są również chude! Na tyle, że z łatwością przeciskają się przez pręty bramy.
Tym sposobem w najbliższych dniach spodziewamy się ponownego powiększenia liczebności naszego stada.
Nie mówiąc o tym, że Zinkowa lada moment też osiągnie dojrzałość płciową.
Nie no, fajnie jest ;-p