sobota, 3 czerwca 2023

Gołąb (nie)pokoju




Poszłam do lasu rano, sama, po endorfiny. Zabrałam ze sobą kijki i zestaw przemyśleń. Lubię samotność bardziej, niż mam odwagę głośno się do tego przyznać, Mój foszył trochę, bo często chodzimy razem, z psami, a moje samotne wyprawy to jego nadąsanie. Trochę zazdrosny o mój na to czas, trochę straszy, że niebezpiecznie. Serio? Zwierzaków się nie obawiam, bo nie stanowię dla nich zagrożenia, więc i one nie widzą go we mnie, a ludzie? Kto by tam chciał napadać starą babę. Wróciłam po godzinie, zrobiłam obiad, dzień się cudownie wydłużył, z wszystkim zdążyłam. Wieczorem przestał się dąsać, bo dałam się jeszcze wyciągnąć na rowery, szaro już było, ale taka nasza wiosenno-letnia tradycja, przejażdżka po obrobieniu wszelakich podopiecznych. Kiedy robi się całkiem ciemno, na leśnych dróżkach trochę straszno, wąski pas przed nami oświetlają tylko rowerowe lampki, ale ten zapach - wilgoci, życia, rozpoczynających się procesów nocnej produkcji, te szelesty w krzaczorach, bo zwierzyna czuwa i wyraża obecność! Kiedy przejeżdżamy przez wiochy, lubię spoglądać w rozświetlone okna, podglądać zwyczajne życie, ktoś krząta się w kuchni, migają żywe obrazy telewizorów, w dziecięcych pokojach o pstrych ścianach, zanadto wyposażonych w miliony barwnych pierdółek, przesuwają się małe głowy, lub tkwią nieruchomo przed ekranami komputerów. Zagadujemy do psów doskakujących do ogrodzeń i nas oszczekujących, czasem poznajemy hotelikowych bywalców, uspokajamy po imieniu, wtedy one stają osłupiałe, oniemiałe, poznają, niektóre może by się i ucieszyły, ale mijamy zbyt szybko, ulotna chwila i jesteśmy już kolejną warstwę ciemności dalej. Uliczne, blade latarnie z czujnikami ruchu migają jaśniej, gdy wjeżdżamy w blady krąg światła.

A na Dzień Matki dostałam laurki, kwiaty, słodycze i cztery mamowe magnesy. Śmiesznie było, staliśmy na tarasie, na stole już naczynia, przekąski i przygryzki, czekaliśmy na resztę, bo Mój rozpalił ognicho i miało być pieczenie czegotambądź, nagle zaczął nawijać, że w koronie wierzby, która solidnie wyrosła tuż przy wyjazdowej bramie i przy wiacie parkingowej dziki gołąb uwił sobie gniazdo i wysiaduje jajka. Zaganiał młodych - No chodźcie, chodźcie, pokażę wam to gniazdo, tylko cicho, ostrożnie! Trójka stanęła w szeregu, gotowa na konfrontację, Piąta pierwsza, jak zwykle w niedoczekaniu, gdy chodzi o faunę/florę, tylko Szósty coś nie chciał, kręcił się przy sałatkach, mówił: Potem, tato! A Mój, lekko zgasiwszy, odrobinę stłumiwszy swój wcześniejszy dziecięcy entuzjazm, syknął przez zęby: Chodź zobaczyć tego gołębia! Ale mi już! W tej chwili, bez dyskusji! Szósty się zdziwił, i w tym zadziwieniu nie śmiał się ojcu sprzeciwić, olśniła mnie światłość domysłu, ale niczem nie dała poznać, w tym samym niemalże momencie nadjechał motocykl z Pierwszym w siodle, i Drugi zszedłwszy z piętra, ze swojej jaskini nauki (bo sesja zaraz)  poszedł "po coś" do auta. Po chwili niedługiej, szepczącej, szeleszczącej przy bramie, całkiem już liczna gromada kroczyła w tajemnej procesji, dzierżac wielobarwne kwiatowe chwasty w dłoniach, magnesy i inne cuda, które ukryte były, a jakże, w aucie. Zebrałam wszystko w naręcze, wyściskałam tak uczestników pochodu, jak i organizatora, udając totalny zaskocz bezbrzeżny. A gołąb, jak się okazało, faktycznie był i jest, dorodny, szary. Z leciutkim niepokojem zerkam z dołu codziennie, siedzi, spokojny, ale to gniazdko... liche jakieś takie, w koronie dość niestabilnej, bo wierzba wysoka, ozdobna, żaden tam twardy drzewiec, i gdyby tak dopadł je silny wiatr, lub deszcz obfity, nie wiem, czy się utrzyma.  Ptak słusznych rozmiarów, a siedzi na stosie patyków, mam wrażenie, kiepściutko powiązanych, i nie wiem, czy to budowniczy do kitu, czy wręcz przeciwnie - taka konstrukcja świadczyć ma może o przemyślanej wytrzymałości? Może tu mamy do czynienia bardziej z solidnością umysłu i niepojętą dla zwykłych śmiertelników umiejętnością konstruktora? I może to komunikat taki, że ty się, człowieku, marny i ograniczony puchu, nie zdziwiaj i nie wtrącaj.  Nie wiem. Wróble w swoich misternie uwitych gniazdach, w tunelach dachówek i pod panelami, wyściełanych psią sierścią i innym przyjaznym budulcem, mają miękuchno jak na pierzynie. I ukryte te gniazdka, schowane, strzeżone. Taka różnica. Czas pokaże, co dalej i jak się mieszkaniowe sprawy rozwiążą. Mój ironizuje, że upasłam ptaszyska zimą, obficie zaopatrując karmnik, to teraz mają problem z nadwagą. 

Kiedy wykonałam potwornie ciężką pracę umysłową i postanowiłam zaufać gołębiowi, oraz tym samym nie dramatyzować, przyjechała moja mother i jednym krótkim zdaniem, słowem właściwie, zapytajnikiem najprostszym z możliwych, zmiotła solidną konstrukcję mojego nastawienia. "A koty?", zapytała. Po czym dodała - "Łatwo im będzie tu wejść, wdrapać się, jak już pisklęta będą". No tak. Nasze upilnuję, ale te wiejskie, kręcące się nocną porą wszędzie, w każdym obejściu? A podloty potem? Skaczące po trawie? Shit.

Zwierzęta mądre są, postanawiam sobie przypomnieć. Rozsądne. Koty nie zawsze okrutne. Nasza Czarna, na przykład, nie ma w ogóle potrzeby polować, wychodzi na taras, rozkłada się na drewnianej skrzyni lub ławie i drzemie, a ptaszyska prawie pod nosem jej skaczą. Nie dalej jak wczoraj klientka opowiadała nam, jak jej charcica, starsza dostojna pani wychowała szczeniora (nie swojego) na spokojnego i grzecznego pieska, jak pod wpływem wychowawczym mądrej madmłazel rozigrana i niepokorna Ilanka przejmowała sposób bycia Riny, jak to było można cudownie obserwować. Mamy teraz na wakacjach Barisia, stareńkiego sznaucera, który od urodzenia nie widzi i nie słyszy, realne funkcjonowanie takiego zwierza wydawało mi się niepojęte, bywają u nas często psy albo niewidzące, albo niesłyszące, więc o sposobach radzenia sobie z takimi niedogodnościami i potrzebach wiemy sporo. Ale takie combo? Przemili starsi państwo, którzy go przywieźli, mówili, że mają go od szczeniaka, no taki się urodził, wzięliśmy, wiedzieliśmy, że coś jest nie tak, ale dopiero później okazało się, że z kluczowych zmysłów tylko węch mu pozostał, i tak sobie żyje już 14 lat, najpierw w towarzystwie suni owczarka, a od roku sam, bo sunia odeszła w chorobie. Bariś żyje, i to w całkiem niezłym komforcie i dobrostanie psychicznym, ma imię, choć nie jest w stanie na nie zareagować, wszystkie bodźce odbiera jakąś obłędną echolokacją węchową i skórną, apetyt tak na życie, jak i na jedzenie ma ogromny, drepcze sobie, albo kładzie się w słońcu lub cieniu i wypoczywa, bez problemu odnajduje miski z wodą rozlokowane w ogrodzie, zdarza mu się mruknąć na innego psa, który znajdzie się w pobliżu i w którym może odczuć zagrożenie, ale inne ogoniaste, choć czasem mają w naturze ochotę "ustawić" słabszego, usuwają mu się z drogi, pogonił nawet wielgachnego labka, który chciał go jeno wąchnąć. Radzi sobie u nas rewelacyjnie, niewiele mu do szczęścia potrzeba. Kiedy wyczuje człowieka obok, przerywa dreptanie, staje i łepek zwraca w stronę ludzkiej nogi, by się do niej przykleić i wymóc głaski. Niesamowita istota, powiadam Wam. 

Z tych wszystkich i wielu innych względów strasznie się irytuję, gdy jakiś bardzo mały człowiek wypowiada przy mnie słowo "zdechnąć". Wiem, zdaję sobie sprawę, że to takie zaszłości, stęchlizna przeszłości, religijne przekonania, że zwierz bez duszy, to zdycha, brak refleksji, kulejąca inteligencja emocjonalna i galopująca ciągle niewiedza.  Niestety, używają go nawet ludzie z definicji rozgarnięci, wykształceni. W moim osobistym słowniku nie ma takiego słowa. Jest słowo umrzeć. Zwierzęta odchodzą, umierają, przenoszą się do lepszego świata - jeśli ktoś wierzy - tak jak ludzie. A przenikliwości, mądrości, umiejętności radzenia sobie z trudnościami w wielu przypadkach ludzie powinni się od nich uczyć. Czapki z głów i szacun wobec niepojętej, czasem okrutnej i niezrozumiałej, ale ciągle jednak - mądrości natury. 

Wysyłajcie dużo dobra mojemu biednemu gołębiowi!


3 komentarze:

  1. w moim słowiku też nie ma takiego słowa, moje zwierzęta umierają, odchodzą do lepszego świata, a ludzie niekoniecznie. lubiłam chodzić po polach, łąkach...czasami jeszcze znajduję czas ale za mało. muszę się zmobilizować. No jesteś mama po wielokroć więc Wszystkiego najlepszego dla ciebie kochana. o herbatach już piszę ))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w komentarzu komentarz i w nowym poście zdjęcie z komentarzem ))

      Usuń
    2. Ogarnięte! ;-)

      Gdy się mieszka w pięknym ogrodzie chodzenie dalej już nie takie konieczne, przyjemne, owszem, czasem potrzebne, ale dużo sił witalnych i dóbr wizualnych łapie się od swojego zielska. A Twoje piękne!

      Usuń