... było między innymi tak:
I powróciwszy z owej, na gorąco napisałam tak:
Zamieszanie się skończyło. Modele
płci męskiej, zabierając ze sobą szum, chaos i głosy, wybyli do
domu. W jasnym, przestronnym pomieszczeniu zrobiło się cicho i
przytulnie. Moja kochana ośmiodniowa Ania zasypia przy piersi, a
Pani fotograf, niespiesznie, tworzy tło, klimat, ciepło, miękkość.
Układa tkaniny, wybiera stylowe,
proste gadżety.
Podaję jej moją córkę.
Siadam wygodnie na kanapie, popijam
herbatę, patrzę. Odpoczywam. Po ostatnich szalonych dniach
związanych z pojawieniem się Nusi na świecie – nie wierzę –
ale w końcu siedzę spokojnie, nie martwiąc się o nic. I naprawdę
odpoczywam.
Jest ciepło i przyjemnie.
W telewizorze powieszonym na ścianie,
ściszonym, leci jakiś serial. Zerkam z umiarkowanym
zainteresowaniem.
Przeglądam albumy z sesji
noworodkowych, rodzinnych, kobiecych. Podziwiam. Karmię zmysł
wzroku obrazami niezwykłego uroku, magicznymi, i przy tym
autentycznymi, prawdziwymi.
Od czasu do czasu wymieniamy kilka
zdań.
Jest tak spokojnie.
Za dużymi oknami wiatr szarpie
gałęziami drzew, buszuje w krzewach, goni po trawie suche listki.
Ostatnie upały wszystkim dały się mocno we znaki, ale dziś pogoda
zepsuła się nieco, można odetchnąć.
Pani fotograf ma dłonie ciepłe i
pewne. Delikatnie i profesjonalnie układa małe ciałko w naturalne,
noworodkowe pozy – wszędzie na śpiąco. Tu skulona jak w
mamusinym brzuszku, tu z rączkami podpierającymi buzię, gdzieś
widać bardziej stópki, gdzieś brzuszek. Pudrowy szal, różowe
"gniazdko", wełniane spodenki. Wiaderko, koszyk. Kokardki
i kwiatki na główce mojej córki. Koronkowa sukienka.
Wzruszam się. Patrzę, i patrzę, i
patrzę....
Cichutko brzęczy elektryczny piecyk
ogrzewający ciepłym powiewem ciałko małej. W tle rytmiczne
bum-bum-bum – to dźwięk stylizowany na prawdziwe bicie serca
mamy, które maluszek czuje i słyszy w życiu płodowym.
Ania śpi. Na jej buzi widać
odprężenie, spokój, poczucie bezpieczeństwa. Przeciąga się
czasem, prostuje nóżki, rozrzuca rączki – Pani fotograf czule
tuli, szepcze do uszka, okrywa na chwilę, otula miękkim kocykiem,
obejmuje dłonią główkę, kciukiem masuje czółko. Dziecko szybko
się uspokaja, odpręża.
Można pstrykać dalej.
Jakimś cudem chyba mijają aż dwie
godziny. Ostatnie ujęcia brzdąca w blaszanym wiaderku. Wstaję.
Przyjeżdża S., żeby zabrać nas do domu. Karmię Nusię,
ubieram, zbieram nasze rzeczy.
Leniwie i spokojnie. Gadamy jeszcze,
śmiejemy się, dziękujemy sobie nawzajem.
Jestem szczęśliwa. Ania ma mnóstwo
magicznych ujęć, a ja cudownie zrelaksowałam się, całkiem jak w
profesjonalnym SPA.
Tak pięknie jest na fotograficznej
sesji noworodkowej.
U Kasi M., rzecz jasna.