niedziela, 16 sierpnia 2015

A na sesji noworodkowej...


... było między innymi tak:









I powróciwszy z owej, na gorąco napisałam tak:

Zamieszanie się skończyło. Modele płci męskiej, zabierając ze sobą szum, chaos i głosy, wybyli do domu. W jasnym, przestronnym pomieszczeniu zrobiło się cicho i przytulnie. Moja kochana ośmiodniowa Ania zasypia przy piersi, a Pani fotograf, niespiesznie, tworzy tło, klimat, ciepło, miękkość.
Układa tkaniny, wybiera stylowe, proste gadżety.
Podaję jej moją córkę.
Siadam wygodnie na kanapie, popijam herbatę, patrzę. Odpoczywam. Po ostatnich szalonych dniach związanych z pojawieniem się Nusi na świecie – nie wierzę – ale w końcu siedzę spokojnie, nie martwiąc się o nic. I naprawdę odpoczywam.
Jest ciepło i przyjemnie.
W telewizorze powieszonym na ścianie, ściszonym, leci jakiś serial. Zerkam z umiarkowanym zainteresowaniem.
Przeglądam albumy z sesji noworodkowych, rodzinnych, kobiecych. Podziwiam. Karmię zmysł wzroku obrazami niezwykłego uroku, magicznymi, i przy tym autentycznymi, prawdziwymi.
Od czasu do czasu wymieniamy kilka zdań.
Jest tak spokojnie.
Za dużymi oknami wiatr szarpie gałęziami drzew, buszuje w krzewach, goni po trawie suche listki. Ostatnie upały wszystkim dały się mocno we znaki, ale dziś pogoda zepsuła się nieco, można odetchnąć.
Pani fotograf ma dłonie ciepłe i pewne. Delikatnie i profesjonalnie układa małe ciałko w naturalne, noworodkowe pozy – wszędzie na śpiąco. Tu skulona jak w mamusinym brzuszku, tu z rączkami podpierającymi buzię, gdzieś widać bardziej stópki, gdzieś brzuszek. Pudrowy szal, różowe "gniazdko", wełniane spodenki. Wiaderko, koszyk. Kokardki i kwiatki na główce mojej córki. Koronkowa sukienka.
Wzruszam się. Patrzę, i patrzę, i patrzę....
Cichutko brzęczy elektryczny piecyk ogrzewający ciepłym powiewem ciałko małej. W tle rytmiczne bum-bum-bum – to dźwięk stylizowany na prawdziwe bicie serca mamy, które maluszek czuje i słyszy w życiu płodowym.
Ania śpi. Na jej buzi widać odprężenie, spokój, poczucie bezpieczeństwa. Przeciąga się czasem, prostuje nóżki, rozrzuca rączki – Pani fotograf czule tuli, szepcze do uszka, okrywa na chwilę, otula miękkim kocykiem, obejmuje dłonią główkę, kciukiem masuje czółko. Dziecko szybko się uspokaja, odpręża.
Można pstrykać dalej.
Jakimś cudem chyba mijają aż dwie godziny. Ostatnie ujęcia brzdąca w blaszanym wiaderku. Wstaję. Przyjeżdża S., żeby zabrać nas do domu. Karmię Nusię, ubieram, zbieram nasze rzeczy.
Leniwie i spokojnie. Gadamy jeszcze, śmiejemy się, dziękujemy sobie nawzajem.
Jestem szczęśliwa. Ania ma mnóstwo magicznych ujęć, a ja cudownie zrelaksowałam się, całkiem jak w profesjonalnym SPA.
Tak pięknie jest na fotograficznej sesji noworodkowej.

U Kasi M., rzecz jasna.