czwartek, 17 października 2013

Czy dzieci, które widzą zaczytaną matkę, również płaczą?!


Czytam aktualnie trzy książki jednocześnie. Czasu na to nie mam w ogóle, więc w jakiś pokrętny sposób rekompensuję to sobie, umieszczając te księgi w różnych częściach domu i podczytując, ile się da, w najmniej sprzyjających okolicznościach.
Co czytam?
"Ono" Terakowskiej, po raz czwarty. Nie mogłam się oprzeć. Uwielbiam twórczość tej pisarki, a w związku z tym, że Pierwszy biegł do biblioteki po "Córkę czarownic", którą na jakiś konkurs czy cuś ma przeczytać, to rzekłam: Przynieś też Ono, syneczku!
"Zostań przy mnie" Cobena. Lektura od Best Friend, która mnie COBENozą niegdyś zaraziła, i z którą do tej pory czytujemy co smakowitsze kąski (ona wybiera ;-). Podobnie jest u nas z chorobą zwaną KINGozą.
No i "Dzieciozmagania" Kaz Cooke też, we fragmentach, czytam. We fragmentach, które akurat potrzebuję. Onegdaj, z wypiekami na twarzy, w dwóch cyklach ciążowych, przełknęłam "Ciężarówką przez 9 m-cy" tej autorki, no i teraz wspomagam się kontynuacją, tj. rozwój potomka przez pierwsze 5 lat. Księga genialna, bo obok fachowo podanych rad i wskazówek, czytelniczka znajduje tu błyskotliwe, niewymuszone poczucie humoru. Które mnie rozwala, nawiasem mówiąc - potrafię czytać kawalędek i hyhyhy...na głos, aż potomstwo głowięta podnosi i zdumione na matkę popatruje.
A tę akurat księgę czytam, bo z Trzecim problem, że tak powiem, goowniany, mam ostatnio. Zaczęło się od nocnikowania, i tak nam to genialnie poszło, że nocnikowanie, póki co,  odłożone w czasie zostało, dopóki się z TYM nie uporamy.  Z tym, czyli zaparciami. Dieta ok, Trzeci czekolady nie jada praktycznie w ogóle, słodycze od wielkiego dzwonu, owoce i takie tam - codziennie. Zaparcia pojawiły się nagle jakieś 2 m-ce temu, i nic nie wskazuje na to, żeby mijały. Poczytałam tu i ówdzie i dowiedziałam się, że problem nasz podchodzi już pod tzw. zaparcia nawykowe, i bardzo często zdarza się właśnie u dwu-trzylatków. Oczywiście podłoże psychiczne, bo dziecko nagle zaczyna mieć świadomość utraty czegoś, co z niego wychodzi (!?), lub boi się tego czegoś, co jest uznawane ogólnie za bleeee. No i tak chyba jest, Trzeci boi się i przerażeniem reaguje na potrzebę zrobienia kupy. Jest okropny płacz, wstrzymywanie, grymasy bólu. Matka dowiedziała się z mądrej książki oraz trochę z neta, co czynić powinna, by to nieco załagodzić, i instrukcje owe już dziś w czyn wprowadzone będą. Miejmy nadzieję - z powodzeniem. A że dziś nam wypada szczepienie Czwartego, to i przy okazji doktora radzić się będzie. Amen.
Czwarty za to problemów podobnych nie ma, powiedziałabym, że odkąd dostaje na podwieczorek deserek ze śliwką, znacznie wzrósł u nas wskaźnik zużycia pampersów.

Na koniec coś zabawnego, choć z praktycznego punktu widzenia rzecz ujmując wiem, że samym zainteresowanym, w obliczu owego stanu rzeczy, do śmiechu wcale nie jest!
Z książki Kaz Cooke oczywiście.

Dlaczego dziecięta nasze płaczą?


  • Dzieci z domów, gdzie rządzi stres płaczą
  • Dzieci ze spokojnych domów płaczą
  • Dzieci, które mają dobre mamy płaczą
  • Dzieci, które mają dobrych ojców płaczą
  • Samotne dzieci płaczą
  • Dzieci, które nigdy nie są same płaczą
  • Mądre dzieci płaczą
  • Chore dzieci płaczą
  • Zdrowe dzieci też płaczą
  • Dzieci w wieku około 6 tygodni płaczą (nawet przez 1,5 godz. non stop)
  • Pierwsze dzieci płaczą
  • Drugie i wszystkie następne też płaczą
  • Dzieci, które mają poczucie bezpieczeństwa płaczą
  • Dzieci, które wyrastają na wspaniałych dorosłych płaczą
  • Dzieci pewnych siebie rodziców płaczą
  • Dzieci nerwowych rodziców płaczą
  • Dzieci ekspertów od płaczu u dzieci płaczą także!
"Nie ma nic złego w tym, że dzieciom pozwoli się od czasu do czasu popłakać. Jeśli to najgorsze, co ich w życiu spotka, to prawdziwi z nich szczęściarze!".


wtorek, 15 października 2013

Dzień Dziecka Utraconego

 


Pamięci każdego Dziecka Utraconego, oraz dla wszystkich tych, którzy stracili..., którzy to bolesne doświadczenie zmuszeni byli "wpisać" w swoją życiową "oś czasu"...

Straciłam
Nie mam już
nic
choć wokół tak wiele

Nie chcę już, uwierz
mieć
niczego w zamian
Nie mów, że będzie dobrze
że czas zaleczy rany
Nie mów

w rozpaczliwym chaosie
pomilczmy


czwartek, 10 października 2013

W naszym domu są zasady...


Czyli - jak się zasady mają do rzeczywistości!

Zasada nr 1. Kot nie może łazić po stole.
Rzeczywistość:  Maciej je zupkę, za którą nie przepada, część w gębusi, część ciągle na brodzie. Zależy mi, żeby trochę jednak zjadł, więc walczę. Na stół wskakuje Aleksik, bezczelnie się przeciąga, siada i... sobie siedzi. Maciuś oczy okrągłe ze zdziwienia, szeroki uśmiech, zupka w try miga znika w brzuszku.
Zasada zmodyfikowana: kot chwilowo może łazić po stole.


Zasada nr 2. Choćby nie wiem, jak trudna była noc, nie mogę spać w dzień. Nie ma na to czasu, jak się zdarzy -  zaległości związane z obowiązkami rosną.
Rzeczywistość: Czwarty śpi trzy razy dziennie. Zasypia przy piersi, leżąc z mamuśką na dużym wyrku. Mamuśka oczarowana zapachem bejbika, przepełniona miłością i czułością, jeżeli tylko dwuletni potomek nie skacze wokół – zamyka oczy i odlatuje na przynajmniej kilkuminutową drzemkę.
Zasada zmodyfikowana: czasem można na chwilę przysnąć.


Zasada nr 3. Nie można chodzić po domu w skarpetkach tudzież boso. Chodzimy w papciach!
Rzeczywistość: Czwarty ma kiepski dzień. Zasypia na kilka minut, budzi się z płaczem, trochę kaszle, wkłada rączki do buzi… ząbkowanie? Jakiś wirus? Pewnie jedno i drugie. Udało się go ululać, śpi spokojnie, wychodzę po cichu z pokoju… a tu nagle z prędkością błyskawicy, przez mini przedpokój na piętrze przebiega Trzeci, tuptając radośnie podeszwą kapci po płytkach… Echo tupotu niesie się jeszcze po klatce schodowej, a Czwarty… oczy jak spodki, w dodatku wystraszone i …uaaaaaa…
Zasada zmodyfikowana: czasem można biegać po domu w samych skarpetkach.


Zasada nr 4. Nie wolno wchodzić na pole pana Henia. Coś już tam posiał i nie można deptać.
Rzeczywistość: Idziemy na spacer. Trzeci prowadzi swój rowerek, Czwarty siedzi w wózku i pastwi się nad gryzakiem. Słonko świeci, pola, łąki, las już blisko, full relaks i szczęśliwość po samą kokardę. „Ganga! Gaaaanga… U-U ganga”  - wydziera się Trzeci- syn mój. Tłumacząc: ganga to biedronka, u-u:  coś duże lub czegoś dużo. No tak, na polu pana Henia mnóstwo biedronek, całe stado w jednym miejscu, z 2 metry od drogi. Trzeci pozytywnego szału dostaje na widok biedronek, więc cóż robić,  biorę Czwartego na ręce i powoli wchodzimy na teren zakazany, pochylamy się, tkwimy tak dłuższy czas celebrując tę jakże doniosłą chwilę, Trzeciemu gęba się nie zamyka, śmieje się z radości w głos, och, matka nie wzięła komórki, nie możemy pstryknąć fotki  żeby tacie pokazać, kurczę, przyprowadzimy go tutaj, tak, zaraz…
Zasada zmodyfikowana: czasem można, delikatnie, na paluszkach, wejść na pana Henia pole (mam nadzieję, że pan Heniu tego nie czyta!).


Zasada nr 5: Pod żadnym pozorem nie wolno wylewać psom wody z misek.
Rzeczywistość: Misek z wodą jest wokół domu kilka. W małej zagrodzie jedna. Mój otwiera zagrodę, wpuszcza do niej Kinkę, chorą sunię, która jest u nas na leczeniu. Między nogami, wychodząc z zagrody, przechodzi mu Trzeci ze swoją taczką, berbeć lubi tam się bawić. Pamiętaj, mówi Mój do mnie, Kinka nie może teraz nic jeść ani pić… Tak, wiem, za chwilę jedziemy z nią na badania krwi, musi być na czczo… Po chwili: kurczę, zostawiłem wodę w tej misce w zagrodzie, Kinka pewnie już wychłeptała… Idziemy, patrzymy, micha pusta… Nieopodal chyłkiem przemyka Trzeci z taczką pełną… wody, uśmiecha się do nas niepewnie, świadom tego, że będzie skarcony… Ech!
 Zasada zmodyfikowana: są jednakowoż sytuacje, gdy można wylać wodę z psiej miski.


Zasada nr 6: Nie można dotykać ekranu TV i laptopa. Oraz telefonu komórkowego.
Rzeczywistość: O jakże solidnym przestrzeganiu tej zasady świadczą u nas niezliczone, milionowe odciski małych paluszków tudzież łapek na onych ekranach, kiedy są czarne czyli wyłączone. Trzeci ostatnio uwielbia niektóre filmiki edukacyjne, które odtwarzamy mu przez youtube, i które ogląda albo na laptopie, albo przez podłączony do laptopa telewizor. No i nie da się inaczej: kiedy jeden filmik się kończy, zbój podbiega i paluchem – łuup - w ekran, pokazując, który chce następny. Trzymam jego paluszek  i delikatnie zatrzymuję go kilka milimetrów od ekranu, chce, żeby zrozumiał, o co mi chodzi, śmieje się, cieszy, niby wie… a za chwilę to samo, paluch zostawia milion pięćdziesiąty ósmy odcisk.
Mój prowadzi ważną rozmowę przez telefon. Dyskutuje. Czwarty zaczyna śpiewać, kwiczeć radośnie, nie mogę wyjść z pomieszczenia, więc by go uciszyć, wyjmuję swoją komórkę i pokazuje mu zdjęcia, patrzy jak urzeczony, strużki śliny kapią na monitorek i przyciski, Czwarty usiłuje wziąć komórkę w swoje łapki i „zaciągnąć” do buzi, siłuję się z nim, w końcu na chwilę pozwalam, później szybko znów włączam zdjęcia…
Zasada zmodyfikowana: póki Trzeci nie zrozumie wyrażenia „kilka centymetrów od ekranu” – czasem można dotknąć tegoż. Póki Czwarty nie zrozumie wyrażenia „bądź przez chwilę cichutko” – czasem można oślinić mamie telefon.


Zasada nr 7: Młodzież nie korzysta z komputera po 20.00.
Rzeczywistość: Popołudnie. Pierwszy wchodzi do kuchni: mogę włączyć kompa? Chcę pogadać na forum  z kumplami… Drugi dopowiada: a ja mogę na laptopie pograć? Łomatko, synkowie kochani, jesteście potrzebni na już, tata ma przyjęcie nowego psa, Drugi - biegnij mu pomóc, bo trzeba oswoić z gromadką, zobaczyć, czy zgodzi się ze wszystkimi, i  jak inne zareagują… Pierwszy – obiecałeś Trzeciemu przejażdżkę rowerową, chodzi za mną od rana i powtarza, czeka…. mógłbyś go wziąć, poszłabym spokojnie Czwartego nakarmić, położyć… Ale będziemy mogli pograć wieczorem? Tak, dziś piątek, więc gdy maluchy zasną, możecie pograć, ile chcecie.
Zasada zmodyfikowana: w związku z tym, że starsi mają dość dużo obowiązków, czasami można włączyć kompa po 20.00.


I tak dalej, i tak dalej….
Konkluzja jest jedna:   Masz dzieci  = masz zasady!

J

 

środa, 2 października 2013

Coś... strasznego!

No i nadszedł ten dzień.
Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek nastąpi! Wydawało mi się, że to niemożliwe, i nie będzie tego, choćby nie wiem co!
Wieczora pewnego, dokładnie: wczorajszego udałam się do łazienki celem ablucji cielesnej. Ubranie zdjąwszy, krok uczyniłam w kierunku kabiny prysznicowej i noga prawa zamarła mi była w bezruchu, centymetrów kilka nad brodzikiem, bowiem usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Na moje: taaaaak? głos syna swego pierworodnego usłyszałam: mamooo Maciej się obudził! obudził się? ale jak? pewnie chce pić jeszcze, kurka siwa, co teraz... No nic, rzuciwszy naprędce na siebie przygotowane odzienie pokąpielowe, piżamę znaczy się, opuściłam łaźnię i pomknęłam do sypialni, sytuację sprawdzić. Syn rzeczywiście rozbudzony, w łóżeczku rozkopany z kołderki, pojękujący, do snu ponownie utulić się nie dający... więc rzut synem na wyrko i karmienie na życzenie. No iiiiii?
I zasnęłam!!!!
Przytulone ciepłe ciałko, pachnące rumiankiem kłaczki, cisza i półmrok... nic dziwnego więc, wiem. Nie pierwszy, i nie ostatni raz, wręcz codzienny.
Ale tak bez kąpieli??? Bez umytych włosów i zębów???
Gotowam stwierdzić, że zdarzyło mnie się to pierwszy raz w życiu, nie licząc pierwszych lat dziecięcych, nieświadomych.
Rano akcja: woda ciepła...jest czy nie ma? bo ja muszę MUSZĘ się wykąpać, zanim dzień rozpocznę na dobre. Jest! Uffff.... Czysty dres, mokre włosy, krem na policzkach...teraz mogę wszystko.
Paranoja!
;-)