środa, 1 maja 2019

Szósty

Z Szóstym było tak.
Dziesięciomiesięczna Piąta raczkowała z zapałem po świeżo-wiosennej trawie. Potrząsała palemką włosków ściągniętych gumką. Przysiadała co jakiś czas, dziwiąc się cudom natury, czyli grudkom ziemi, robakom, patykom. Wydłubana kulka karmy dla psa urosła do rangi niesamowitego rarytasu.
Przyglądała się braciom szalejącym na trampolinie.
Patrzyliśmy na nią, popijając kawę.
"Przydałaby jej się siostra" - rzekłam.
"Siostra nie siostra, przydałoby się jeszcze jedno dziecko, żeby jej nie rozpuścić zanadto. Bo taka jedna jedyna to całkiem materiał podatny" - wyraził swoje niezwykle przenikliwe zdanie Mój.
 "W sumie lepiej chłopiec"- dodał.

I już wtedy wiedziałam, że choćby nie wiem co, jeśli rzeczywiście pisane nam jest kolejne dziecię, będzie chłopiec. Mój, z niepojętym talentem przewidywalności i sprawczości, nie pomylił się nigdy w zgadywaniu płci naszych jeszcze nie narodzonych pociech. Może dlatego, że miał łatwo. I specjalnych komplikacji w różnorodności płci u nas nie było. A on chciał mieć zawsze synów.
Choć przy Piatej, nie powiem, rzekł na początku, że w kwestii płci odczuwa niejasne wątpliwości.
I zwariował, kiedy się urodziła. Porażał entuzjazmem i do dziś została mu taka lekko cieniowana poświata dumy, kiedy mówi: moja córa.

Wracając.

"Ale wiesz, że powiedzą, że nas pogięło... Wiesz, że powiedzą, że to dla 500+... Wiesz, że niektórzy odpowiednio skomentują".
"No. Wiem. Żyjemy po swojemu i żyjmy dalej. Oraz po raz kolejny".
"A może za stara już jestem... Na porodówce powiedzą, że babcia jakaś rodzić przyszła".
"E tam. Nie takie pewnie jeszcze rodzą. Średnia wieku się przesunęła".

I my tak gadu gadu, a w gwiazdach niniejszy fakt się zapisywał oraz zamówienie szło do realizacji.

Szósty urodził się w lutym. W dniu, którym Piąta skończyła dokładnie 19 miesięcy. Poród magiczny, nocne gnanie do szpitala ze skurczami wciskającymi w fotel pasażera. Wyremontowane wnętrza znajomych kątów. Znów nasza położna, znów zainteresowanie i znów ani lekko ani krótko, na przekór tym, którzy twierdzą, że szósty poród to musi być pewnie tak...och! Czyli większy wdech, większy wydech iiii jest! No nie.

Pojawił się krótko przed południem. Wzruszył do łez młodą lekarkę, której dłoń ściskałam w ostatnim trudnym etapie. Nie kryła tego wzruszenia, które i mnie się udzieliło, i tak sobie chlipałyśmy nad ciemną główką młodego, dwie obce sobie osoby, połączone nagle przypadkowym spotkaniem w okolicznościach nader niezwykłych. Nie wiem, co rozczuliło ją najbardziej, powtarzała, że taki... szósty, taki... urodziwy, tak... spokojnie urodzony i taki.... rozgadany! Obrazowo rzecz ujmując, Szósty wydał z siebie głos  zanim urodziło się całe jego ciałko. Ciekawostka położnicza, która podobno rzadko się zdarza.
Znow życzliwe zainteresowanie, komentarze podczas obchodów, dużo ciepła.
Trochę się chyba uzależniłam od zapachu, atmosfery i przytłumionych dźwieków  oddziału położniczego.

W domu spokojnie i naturalnie. Piąta niezbyt zainteresowana małym nietypowym czymś, żyjątkiem takim, pieskiem czy kotkiem, któż to wie. Obchodziła ostrożnie wózek ze śpiącym noworodkiem ale nie miała potrzeby dotykać czy patrzeć godzinami. Zdążyła się przez te dwa dni bardzo przykleić do Mego i do braci, i cieszyło mnie to bardzo, bo nie przeżyła traumy w związku z moim zniknięciem, a po powrocie ze szpitala nasze mamusiowo-córeczkowe relacje wrociły do dawnych zwyczajów. A w związku z dość częstym pojawianiem się małego nowego człowieka w ostatnim czasie w naszym domu, pozostali przeszli nad tymże faktem do porządku dziennego ot tak, od razu.

Szósty był niemowlakiem nieskomplikowanym, spokojnym. Nazwaliśmy go Aleksander.
Przejął od swojego rodzeństwa sporo pozytywnych cech i skumulował je wszystkie w sobie.
Taki z niego oryginał.
Często mówię do niego; Olo, skąd ty się nam wziąłeś?!

I to by było chyba na tyle. Chyba, bo Mój znów sobie żartuje, taki śmieszek z niego, żartowniś, taki fan komediowy i sympatyk kabaretowy, że haha przecież nigdy haha nie lubił cyfry sześć. Woli siedem.








2 komentarze:

  1. No jak jest takie wesołe stado to i siódmy się zmieści przy stole, nieprawdaż? 😉

    OdpowiedzUsuń