poniedziałek, 28 maja 2012

Chaos kontrolowany

Wiecie jak pachnie nagrzana letnim słońcem ściółka leśna? Taka ciepła, lekko żywiczna woń igliwia, mchu, trawy, chyba nawet grzybni....Jak dla mnie - pięknie! Najchętniej siadłabym gdzieś na polance i upajała się... no wręcz sztachała tym narkotycznym smrodkiem, który otulałby mnie bezpiecznym i znajomym kokonikiem przez cały dzień!
Weekend upłynął nam pod znakiem leśnych, słonecznych, upalnych spacerów.
W sobotę Mój wyciągnął nas na spacer do lasu już o 7.30 i przyznam, było to dla mnie ogromne wyzwanie, bo nieposprzątany dom i ogólny brak konkretnego planu weekendowego powodował stany paniczno-lękowe, oraz pewne poczucie chaosu. Nie to, żebym była spięta i sztywno-ramowa... jednakowoż znacznie przyjemniejsze jest wypoczywanie, gdy obowiązkom uczyni się zadość.Człek wówczas epatuje luzikiem i może nastawić się hedonistycznie. A tak? Pierwsze kroki spaceru przypominały postać mą idącą jak na ścięcie - bo luziku nijak nie dało sie wypracować. Ale powiadam Wam - leśna ścieżyna, pokłosie zielonych zbóż między którymi gnaliśmy, poranne wydzieranie się ptasząt, świeżość rannego nieba, oraz ten zapaszek leśny uleczyły mnie bardzo szybko i o nieposprzątaniu, tudzież wielu innych czynnościach "na już" przypomniałam sobie 5 kroków od domu. A że z wszystkim uwinęliśmy sie gromadnie w 2 godziny - reszta soboty też cudna była.
Na zajęciach superwizji, w których zawodowo uczestniczę raz w miesiącu, dowiedziałam się natomiast, że w mej profesji oraz profesjach podobnych, czyli tych związanych z zawodowym pomaganiem, często ma się pewne "skrzywienie" na punkcie porządku, ponieważ codzienny kontakt z biedą, problemami wynikającymi z nieumięjętności planowania, gospodarowania, przewidywania i brakiem pewnej zwyczajnej życiowej zaradności wprowadza w nasze "pomagaczowe" umysły poczucie chaosu. Układanie więc - życia, spraw, ciuchów, sprzętów, bibelotów, książek... rekompensuje nam to codzienne zmaganie się z przeciwieństwami, i wprowadza w nasze z kolei życie potrzebne nam poczucie porządku i przewidywalności.
Może rzeczywiście tak jest.
Choć bywam spontaniczna i nie muszę mieć wszystkiego zapiętego pod szyję. Czasem mam zlewkę i nie wstydzę się tego. Czasem po prostu tak jest. Okoliczności wymuszają potrzeby.
Trzeci też wymusza potrzeby. Nie posprzątam, no dobra, ale posiedzę z nim godzinę na kocu, powygłupiam się, pościskam, wycałuję, i postaram wprowadzać w życie hasło "Cała Polska czyta dzieciom", próbując czytać dziecku książeczkę w sposób zwyczajowy - jak najrzadziej wyrrrrywając ową z żelaznego uścisku małych, dopiero co narodzonych (w bólach, a jakże!) zębów, oraz tłumacząc: "zobacz, kotek, ZOBACZ, nie jedz, kanalio mała, narysowany kot smakuje tekturowo, wiem, że ci to nie przeszkadza ale matce twej, owszem...". I tak w kółko. No i naprawdę bosko jest!
A tekturowe, to znaczy "prawdziwe" książki i tak mają w Trzeciego zębach lepsze powodzenie, niż te gumowe, które ewentualnie mógłby przygryzać, bez większego uszczerbku na swym, i książki zdrowiu.
Pierworodny bawi się na trzydniowej szkolnej wycieczce - Srebrna Góra i okolice. Kazali dać dzieciakom ciuchy na zniszczenie, bo będzie czołganie się - w błocie, chyba w kopalni.
Byliśmy już rodzinnie w Kotlinie Kłodzkiej ale czołgania, kurczę, jakoś nie pamiętam ;-)
Młody przywiózł sobie po lekcjach kolegę i przepadli gdzieś w terenie. Podejrzewam, że tropią zające, które u nas pod płotem ostatnio stadem dość licznym bywają; zastanawiam się nawet czy to nie krewni i znajomi królika.
Trzeci zalicza popołudniową drzemkę.

Maki tonące w zbożu rosnącym pod oknem, przy którym siedzę, wyglądają jak niespodziewane, ale zwyczajne okruchy szczęścia, które los rzuca nam pod stół.

9 komentarzy:

  1. Och:)))Takie normalne, takie zwyczajne szczęście codzienne.I nie trzeba więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za cudowne chwile, gdy wszystko na swoim miejscu. Ty i twoi ukochani chłopcy, spokój i lato. Nieważne sprzątanie, ciesz się chwilą. p.s. Ja też narzekam, że nie posprzątane, ugotowane, wyprasowane - na szczęście moi potrafią mi wyperswadowac te ciągoty : )

    OdpowiedzUsuń
  3. ale u Was cudnie :-) przez chwilę poczułam się, jak w lesie. i te maki ....
    żyć - nie umierać - nie zamartwiać się codziennościami, gdy wokół tyle cudów :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. W zasadzie mogę się podpiąć pod komentarz Niki;-) Nie trzeba nic więcej;-)
    Nadwyrazy oczywiście serdeczne przesyłam;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja coraz częściej nie przejmuję się sprzątaniem(no nie żebym w ogóle nie sprzątała!)wolę ten czas poświęcić Grześkowi.Dzieciaki tak szybko rosną!
    A las - miodzio...tylko te cholerne komary!!!;/

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo przyjemny zapach:) pamiętam to,aż to poczułam jak poczytałam twój post:) zapraszam do mnie.zapraszam do akcji

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękna jest taka rodzinna codzienność.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham ten zapach :)
    Aż się uśmiecham Ciebie czytając i przypominają mi się słowa zapożyczone od Klarki:
    "jeśli jest coś, o co warto się bić, to spokój zwykłych dni"

    Uściski! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. w Kotlinie jest bardzo wiele miejsc do czołgania, wspinania, raj dla dzieciaków. ;)
    Ja coraz mniej przejmuje sie porządkiem w mieszkaniu, ogarniam jak dziecko idzie spać wieczorem albo i nie ogarniam. :P
    Jakoś żyjemy, a trochę chaosu i nieporządku w życiu się przydaje, pomaga zwrócić uwagę na to, co najważniejsze. ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń