piątek, 22 marca 2024

Stan pomiędzy



Zbieram się po kawałeczku. Okazuje się, że powstaje z tego całkiem nowa jakość, całkiem nowa ja, i jest to i wspaniałe, i przerażające. Tyle spraw trzeba poukładać na nowo, tyle relacji skonfrontować. Dzieje się jakiś proces i nie wszystko zachodzi naraz, często coś z czegoś wynika, ale właśnie dlatego, że to takie poukładane i prawidłowe jest - straszy prawdziwością, realizmem. Już się nawet nie dziwię, kiedy po raz kolejny okazuje się, że jakaś relacja, w moim odczuciu świetna, nagle jawi się jako głęboko toksyczna. Wystarczy zmienić schemat myślenia na prawidłowy i bum.

W głowie wieczny zamęt, w brzuchu motyle, spojrzenie nieobecne, a życie na zewnątrz toczy się normalnie. Budzę się koło 4.00, zegar biologiczny ustawiły koty, które wyrażają chęć wyjścia o tej godzinie. Kiedyś zasypiałam dalej, teraz nie ma szans. Na tarasie czekają już dwa albo trzy kociska z wioski, które przychodzą na dokarmianie, mam słabość do łaciatka bez jednego ucha, chciałabym go zgarnąć do domu, tylko musi się bardziej oswoić. Dostają saszety, a ja parzę sobie kawę. Czytam, piłuję Friends'ów, myślę i marzę. Przed 7.00 budzę dzieciarnię, łaskoczę po ciepłych policzkach, zdrabniam imiona do granic słodkiego absurdu; kiedy ciężko im wstać zaczynam śpiewać piosenkę o zającu, co to siedzi na kubeczku i lewą nogę moczy w mleczku, najczęściej działa, szczególnie u starszych, którzy mruczą zaspani - Mama, błagam, ta piosenka jest przegłupia! Ostateczny kaliber zbudzenia to "drogą płynie rzeczka, idzie pani na szpileczkach" z demonstracją bezpośrednią na gołych pleckach. Po końcowym "pada deszczyk, czy czujesz dreszczyk", wzbogaconym o buziaki i łaskotki, nikt już nie jest w stanie dalej spać. Lubię te momenty bardzo. Potem śniadanie i mega koncentracja na czterech śniadaniówkach - co kto, i żeby się tylko nie pomylić. Uzupełniam bidony wodą, Czwartemu wrzucam dodatkowo butelkę soku jabłkowego, Trzeci czasem prosi jeszcze o herbatkę w termosie. Przy wyjściu obowiązkowe: kocham cię, miłego dnia, ja jeszcze dręczę pytaniami - Masz strój na WF? Spakowałeś historię? Pieniążki na przedstawienie pamiętaj dać pani!, i tak dalej. Dzień rozwija się różnie, sprawy wypływają na powierzchnię i łowię je po kolei w sieć zadań: psy, dom, posiłki, papiery, wyjazdy, wszystko w różnych odcinkach czasowych i konfiguracjach. Siły chłonę z energii młodych, z rozwijającej się przyrody, z kontaktów ze zwierzakami, z książek. Trzyma mnie pewna przewidywalność i zwyczajowa powtarzalność.

A jednocześnie, z pewnego niespodziewanego powodu, który i cieszy i niepokoi - chciałabym być zupełnie gdzie indziej.


3 komentarze:

  1. ‚Ja myślałam, że na terapię przyniosę moje życie w pudełku i po kolei będę z niego wyciągała poszczególne fragmenty, przepracowywała i odkładała na miejsce. Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że będę w stanie zmienić kształt pudełka’ - moja Młoda po 8 latach terapii, na chwilę przed jej zakończeniem. To jest bardzo trudna droga, ale weryfikuje relacje, uczy stawiać granice, odzwyczaja od oczekiwań. Kreuje, Ty kreujesz, siebie, na własnych warunkach. Wspieram Cię bardzo i trzymam kciuki❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Alutko, każda z nas ma ten stan, że chce być jednocześnie gdzie indziej. .. ale jest tylko jeden wybór. Trzymam kciuki za twoje wybory i głaszczę i przytulam Twoje niepokoje.
    Pięknej wiosny Wam życzę :-) kochana i świętowania jak lubicie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Codzienność jest "mordercza", a Marzyciele mają bardziej "pod górkę"...I jednocześnie to codzienność trzyma nas "na powierzchni" i daje kopa dla marzeń...;o)
    Trzymaj się !! ♥

    OdpowiedzUsuń