Niechcący spadł mi świat,
wysunął się z drżących dłoni,
rozbił o kant codzienności.
Rozsypał się w drobny mak.
Nie chciałam go pozbierać, słyszałam tylko ulgę,
i krzyki mew na nieboskłonie.
Mówiłeś, że łąki chustę szarpałbyś dla mnie za róg.
Szarpnąłeś, a ja upadłam,
pośród wstydliwych stokrotek.
Motyle wiatr bezradności leciutko unosi,
ponad horyzont twoich powiek.
Wiedziałeś, że czekałam,
choć o mnie nic nie wiedziałeś.
Zostałeś słów murarzem.
Ostrożnie stawiasz nuty na pięciolinii marzeń.
Ja jednak sama nie wiem,
czy my się jeszcze szukamy,
czy to tylko takie gdybanie.
I gdy tak ładnie na mnie nie patrzysz,
gdy uwodzisz niespoglądaniem,
gdy w moich słowach się zaplatasz,
i z samotnością zaprzyjaźniasz -
nie mogę ci powiedzieć,
ile dla mnie znaczysz kochaniem.
Chciałabym tylko na trochę,
na jedną maleńką chwilę,
zatonąć w twoich oczach,
otoczyć się ramionami,
dotknąć ustami twoich ust.
A później przecież
wrócimy do swych żyć.
Jak gdyby nigdy nic.
Fragmenty zaznaczone kursywą pochodzą z tekstów poezji śpiewanej, w interpretacji Michała Łangowskiego.
Brak komentarzy:
Nowe komentarze są niedozwolone.