środa, 18 lutego 2015

Nienudna powtarzalność

"Ludzie rzadko są szczęśliwi, raczej szczęśliwi BYWAJĄ. Szczęście przychodzi, gdy nie ulegamy pragnieniom NAZBYT wygórowanym. Kiedy nie jesteśmy nazbyt chciwi i zachłanni. Jeśli potrafimy przyjąć do wiadomości, że NIE MOŻNA ani chcieć wszystkiego, ani mieć wszystkiego. Wtedy osiągamy ten upragniony wewnętrzny spokój. I POTRAFIMY CIESZYĆ SIĘ z tego, co OSIĄGALNE."

("Nigdy nie jest za późno", fragment rozmowy z prof. Wiesławem Łukaszewskim, "Twój Styl" nr ostatni,tj. marzec 2015)

No właśnie.
Chodził mi od jakiegoś czasu po głowie jakiś "ambitny" wpis, ale po lekturze ostatniego Twojego Stylu, i w ogóle w obliczu ostatnio dziejących się wydarzeń w moim życiu jakoś tak mi bliżej do zwyczajności i codzienności.
Tak się zastanawiam właściwie, nawiązując do fragmentu tej rozmowy, gdzie leży granica między tym, co rzeczywiście osiągalne w naszym życiu, a tym, co profesor Łukaszewski nazywa "zachłannością", wygórowanym pragnieniem? Gdzie w jego mniemaniu w takim razie umieścić popularne dziś hasła typu: Możesz Wszystko? Bo przecież skłania się nas do bezustannego poszukiwania, zdobywania, kupowania, przekraczania granic. Masz się rozwijać, pędzić gdzieś, realizować siebie, czerpać z życia pełnymi garściami.
No tak.
Tylko że wtedy chyba nie masz spokoju, i nie masz szczęścia. Bywasz szczęśliwa. Ale nie masz szczęścia na stałe. W szalonym biegu trudno ci je określić, skonkretyzować.
Zatem czy szczęście jest stagnacją? Jest małą stabilizacją? Osiągasz raz i masz na całe życie?

Trudne to dość i skomplikowane. Nie ma sensu się rozwodzić, bo każdy postrzega rzecz po swojemu.
Moje szczęście, czort wie, czy stałe, czy takie, które "bywa" (muszę przemyśleć ;), hula sobie po wszystkich kątach mojego domu, w załomkach muru na zewnątrz, w mniejszej i większej przestrzeni wybiegów psich, na drodze do lasu i między drzewami już w lesie. Takie, hm, szczęście lokalne.
Powtarzalne.
Wybrałam się wczoraj na spacer do lasu z najmłodszymi. Czwarty uwielbia długie spacery i może naprawdę długo "przebierać" niespełna dwuletnimi nożętami, nie odczuwając zmęczenia. Trzeci śmigał radośnie na ukochanej "biegówce". W samym już lesie natknęliśmy się na Mego, który wyprowadzał dwa hotelowe bezdomniaki, czyniąc przy okazji sesję zdjęciową do celów ogłoszeniowych - adopcyjnych. Psy, dzieci, słoneczna, ale dość chłodna aura. Wiosny ani kapki. Mimo słońca - same szarości i przybrudzenia. Pomyślałam sobie, że tak to się właśnie wszystko powtarza, z małymi szczegółami, ale... dziesięć lat temu też ganialiśmy często po lesie z dwojgiem chłopców w tym wieku, oni radośni, zarumienieni od zimna, z mokrymi i brudnymi rękawiczkami, bo przecież wszystkiego trzeba dotknąć... Tak samo rzucali garście zeschłych liści do sadzawki, nasłuchiwali stukania dzięcioła, rysowali patykiem po piaszczystej drodze. W tym samym lesie. W tych samych miejscach. Choć wtedy do lasu dojechać musieliśmy autem, no i psów, o zgrozo, nie było.
Życie się zmienia, lata upływają, ale tak, zdecydowanie! - szczęście to również powtarzalność.




2 komentarze:

  1. szczęście jest w nas. jest tu i teraz :-)
    nie jutro i nie gdzie indziej.
    sztuką jest je odnaleźć w sobie :-)
    pozdrawiam cieplutko :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczęście dla każdego inne... a nawet wiećej: to, co teraz jest dla mnie szczęściem, za rok nim niekoniecznie będzie. Ważne by czuć się dobrze ze sobą i innymi.

    Uściski! :)

    OdpowiedzUsuń