poniedziałek, 24 marca 2014

Hotelikowo

Mój przemierza podwórko przed domem, a za nim podąża kilkanaście sztuk ogoniastych zwierzów. Część stada.
Niesamowity to widok. Psiska cieszą się, plączą mu się pod nogami, skaczą, wywijają ogonami, domagają się czułości, zabawy.

Niektórzy ciągle nie dowierzają, że Hotelik funkcjonuje na zasadzie wolnego wybiegu i większość psów biega luzem, nie rzucając się na siebie przy byle okazji. Te, które musza być zamknięte z różnych względów (nie lubią innych psów, boją się, są chore, w pogoni za przygodą przeskakują płot, itp.) są wypuszczane cyklicznie lub biegają w mniejszej zagrodzie. Kiedy trafia do nas nowy pies, czy to adopcyjny, czy "od ludzi", testujemy go z innymi, w różnych kombinacjach, i z reguły bardzo szybko wiadomo, kto z kim się lubi, a kto kogo może chcieć "ustawić".

Czasem nie dowierzamy, że to wszystko się dzieje, że podporządkowaliśmy zwierzakom całą swoją codzienność, że nie mamy "wolnego", nie możemy razem nigdzie wyjechać, dotrzeć w pełnym składzie na imprezy rodzinne... ale jednocześnie nigdy chyba nie czuliśmy się bardziej na swoim miejscu. Dużo już wiemy, potrafimy, ale jeszcze więcej do nauczenia przed nami, doświadczenie wielkie do zebrania. Ciągle ktoś się u nas przewija, przyjeżdżają fundacje, stowarzyszenia, weterynarze, wolontariusze z przytulisk, ludzie prywatni zostawiający nam pod opieką swojego pupila lub chcący adoptować jakąś bezdomną bidę.. Futrzaki są tak przyzwyczajone, że cieszą się na widok każdego ludzia z osobna, i całych grup też... śmiejemy się, że choć czasem trzydziestka psiaków na stanie, to każdy złodziej zostałby przywitany wesołymi skokami, ogona merdaniem, zachęcaniem do zabawy.

Pożegnania są trudne - bezdomniaki wyjeżdżające do swoich domów żegnamy niekiedy z łzą w oku, myśli się potem o nich, wspomina, ale jednocześnie obecna jest świadomość, że jadą po lepsze życie, do domu, na kanapę. Trudniej jest z psami odchodzącymi na zawsze. W czasie 10 miesięcznej działalności Hoteliku pożegnaliśmy w ten sposób trzy psiaki, które przegrały żmudną walkę o życie.

Latorośle przyzwyczajone, zaangażowane. Drugi, najogromniejszy zwierzolub, deklarujący już teraz chęć studiowania weterynarii, udziela się najwięcej, i też on jest najczęściej na fotkach promujących jakiegoś czworonoga. Trzeci też chce pomagać, najlepiej jak umie - nosi puszki z karmą, podaje miski, trzyma szczeniaki. Szczeniaki to jest w ogóle jego ulubiony typ, i z nimi - i z Trzecim - bywa najtrudniej przy adopcjach. Ostatnio jakoś tak się złożyło, że był obecny podczas całej procedury - Mój wyjechał, Ania z fundacji nie zdążyła dotrzeć, tak  więc sama wydawałam malucha... Wypisywałam umowę adopcyjną, rozmawiałam z ludźmi, którzy trzymali sunię, a Trzeci wył mi w rękaw - "Mojaaaa Figaaaa, mojaaaa...Kooocham Figęęę...". Pocieszyło go nieco trzymanie Figi na rękach do końca oraz przyniesienie reszty szczeniąt na godzinę do domu.
Większość bezdomniaków otrzymuje od nas nie tylko czułość, opiekę, karmę, kocyk, ciepełko, ale też imię. To jest dopiero zabawa!
Najfajniej wypowiadanie imion przychodzi Trzeciemu. Zna je wszystkie, bardzo szybko zapamiętuje, nawet imiona tych psiaków, które są u nas na wakacjach przez kilka dni lub sam weekend. Ostatnio ubaw mieliśmy dzięki cudnemu labradorowi o "gwiazdorskim" imieniu Kurt. Trzeci wypowiadał je jako "Kuj". A że Kuj uwielbia zabawę z dziećmi i szaleje na punkcie piłeczek, które chłopaki mu rzucają do aportu, Trzeci wypowiada jego imię milion razy dziennie. "Mamaaaaa, wołaj Kujaaaa..."  - drze się na przykład na cały głos. Wyobrażam sobie, jak to "Kuj" może być słyszalne, i cieszę się, że nie mamy sąsiadów! A środowiska zwierzowe już się przyzwyczaiły ;)

Pozdrawiam Was ze Zwierzakowa, jak zawsze cieplutko!


Na fotce Benio. Już w swoim domku.

2 komentarze:

  1. bardzo ciepła notka :-) bardzo rodzinna :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To najlepsze co może się przytrafić, gdy praca jest twoją pasją. Ależ bym chciała wytarmosić tego malucha ze zdjęcia! Nasz Billi nie lubi tarmoszenia, a to przecież takie fajne!

    OdpowiedzUsuń