czwartek, 3 listopada 2011

Trzeci Trzymiesięczniak

Jeżeli mama myśli, że taka pozycja liczy się jako "na brzuchu".... ;)



Jaaa cięę...ale wysookoo... ;)



Trzeci ma trzy miesiące i trochę.
Właściwie mija czwarty miesiąc jego życia. Czas doprawdy myka błyskawicznie. Wczoraj siedziałam przez chwilę na tarasie i zastanawiałam się, gdzie podział się lipiec, sierpień i wrzesień?! Czyli miesiące dynamicznych zmian typu nowy dom, nowe dziecko! To NOWE stało się już zupełnie codzienne i powszednie! Nadal pachnie nowością, owszem, ale już nie powoduje dreszczyku rozkosznej tajemnicy ;)
Wracając.
Trzeci ma trzy miesiące.
 Jest bystry i ciekawski. Skończyły się maratony dziennego spania po 2-3 godziny; sypia jeszcze kilka razy, ale po pół godzinki, bo przecież musi ominąć go jak najmniej.
Zaczął ostatnio grymasić przy piciu z cyca; przez 2 tygodnie nijak nie dało się go nakarmić w dzień. Kombinowałam-ograniczałam bodźce, spuszczałam rolety, a może na leżąco, a może spod pachy, a może ulubionego pluszaka pokazać (w zębach trzymałam ;)...nic to, każda próba przystawienia do piersi kończyła się wielkim płaczem. W nocy, na śpiocha, dokładnie odwrotnie - pił chętnie, spokojnie i do ostatniej kropli. Zdesperowana myślałam już o podaniu mu butelki, ale...jakoś minęło! Nie pije wielgachnych ilości, ale pije! Nie wiem, co TO było - kryzys, bóle brzuszka...? Za jakiś miesiąc, myślę, zacznę wprowadzać mu normalne jedzonko, muszę go przyzwyczaić również do innego pokarmu, zanim wrócę do pracy.

Na spacerach śpi znów jak zaczarowany. Często wyprawiam go z Pierworodnym, który jest na tyle rozważny i odpowiedzialny, że mogę ich puszczać razem bez obaw. Pierworodny tłumaczy mi, że jak mały trochę się kręci i nie może zasnąć, włącza mu "jazdę ekstremalną". Boję się dopytywać o szczegóły ;)
Ja najczęściej wyprawiam się do lasu. Trzeci sztachnięty porządnie bombą tlenową śpi tam tak, że włos nie drgnie. Kiedy przez drogę nie zaśnie, usypiają go później leśne ciche dźwięki i przesuwające mu się nad głową gałęzie i  korony drzew.
Śmieje się nadal całą gębusią. Zarówno podczas uśmiechów jak i rasowego śmiania rozdziawia caluśki ryjek, pociesznie to wygląda. W dodatku jest grubiuśki, więc w policzkach robią mu się dołki wielkości Kotliny Sandomierskiej. Ostatnio rozbawiłam go do łez i wywołałam głośny rechot całowaniem w szyję!

Najpiękniejsze chwile przeżywam rano, kiedy budzimy się, a ona taki cieplutki, pachnący jeszcze snem wpatruje się w nas i nieśmiało uśmiecha, po czym rozkopuje się z kołdry i zaczyna broić. Te chwile sprawiają, że na myśl o powrocie do pracy ściska w gardle cholernie. Ale! mus starać się nie myśleć.
Tylko jak tu nie myśleć, jak dzwonią ostatnio i proszą przyjeżdżać! Koleżanka, z którą współpracowałam, też jest w ciąży, i czuje się tak okropnie, że nie jest w stanie pomóc dziewczynie, która przyszła na zastępstwo. Więc zaprosili mnie - bardzo mocno prosili - żebym trochę poprzyjeżdżała i biedaczce pomogła ogarnąć. Jeżdżę, pomagam, i siłą rzeczy myślę, jak to będzie, gdy już na dobre powrócę. A muszę, bo źle się dzieje "na górze", zwolnienia, redukcje, i wprost proporcjonalny do tego ;) nawał pracy.

Trzeci śpi cały czas z nami. Mam w nosie gadanie, że to może "niewychowawcze", że powinnam przyzwyczajać go już do łóżeczka, że potem nie dam rady. Ważne jest dla mnie to, że się po primo: wysypiamy, a po secundo: czujemy z tym bosko. Młodego też "chowałam" w małżeńskim łożu i jakoś potem bezboleśnie i stopniowo zmienił mebel, więc może z Trzecim też nie będzie najgorzej. Na razie się nad tym nie zastanawiam. Łóżeczko stoi obok, służy do przewieszania ciuszków póki co, i do wyglądania - ładnie.

Trzeci zaczął kojarzyć, że łapki - te właśnie! - są przyczepione do niego. Póki co namiętnie wpycha je do buzi; czasem "przygryzie" się dziąsełkami tak bardzo, że uderza w płacz. Kiedy dłoń nagle znajdzie się w zasięgu jego wzroku, zamiera i wpatruje się zdziwiony. Na zawieszone nad głową zabawki i grzechotki żywo reaguje - trzepocze rączkami i przebiera paluszkami, jakby chciał już uchwycić.... Ale mały móżdżek nie chce się jeszcze z łapką skoordynować; czasem uda się przypadkiem - i jest to dla niego wielki szok. Niezwykłych emocji i doznań dostarczają mu jego własne... skarpetki. Im bardziej kolorowe, tym oczy okrąglejsze ze zdumienia. Kontempluje widok skarpetek trzymając własne stopy w górze,  lub posadzony na czyichś kolanach - mając stopy tuż przed sobą. W podobny sposób zadziwiają go wszelkie kolorowe elementy naszych ubrań. Uwielbia wpatrywać się również w ogień w kominku. 
Z rozczuleniem obserwuję wszystkie przejawy zdumienia; jego miny, okrągłe oczy, otwarta buzia...

Taki ekscytujący - choć niełatwy - jest proces stawania się myślącym człowiekiem. ;)

3 komentarze:

  1. słodziutki i ma mądre oczy :-) cudny okres przed Wami :-) rozwija się nowy człowiek.
    magia :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Alutko, ależ on piękny!:-) I te oczy... miód! A ponieważ dopiero nadrabiam blogowe zaległości, muszę Ci jeszcze koniecznie napisać, że psa macie cudnego, od razu widać, że nie da się go nie kochać!:-) Całkiem sporo się Was zrobiło pod jednym dachem, ale... to jest przecież to, o co w życiu chodzi, prawda?:-) Buziaki dla całej rozrośniętej Rodzinki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Było mi troche zle gdy wracałam do pracy po urodzeniu najmłodszej - a miała już 9 miesiecy! To najpiekniejszy okres w życiu mamy i dziecka, wiec korzystaj ile sie da. A malutki jest cudny!

    OdpowiedzUsuń