wtorek, 5 maja 2020

Mycha

- Wzruszyłaś się.
- Nie, co ty. Cieszę się, że pojechała! Dobrze jej tam będzie.
- Ale ci smutno.
- Trochę.

Są psy, z którymi ciężko się rozstać. Mała, drobna Mycha trafiła do nas jako skrajny strachulec, kuliła się pod spojrzeniem, nie było mowy o dotyku bez przeraźliwego piszczenia. Przez kilka tygodni zaufała nam na tyle, że prosiła o pieszczoty ostrożnie podchodząc, merdając podkulonym ogonkiem i zastygając w bezruchu. Głaskana, przymykała ślepka z lubością, ciągle jednak zachowując maksymalną ostrożność. O wzięciu na ręce nadal nie ma mowy ale daje już sobie zapiąć obróżkę i podpiąć smycz bez krzyków na całą wiochę. Przed nową rodzinką jeszcze długa praca w kwestii zaufania i chodzenia na smyczy.
Kto i co ci zrobił dziewczynko, że tak się boisz człowieka?

Psiowy spacer do lasu, celem między innymi poczynienia zdjęć do ogłoszeń. Mój siłuje się z energicznym astem, który potrzebuje utemperowania, ja drepcę z ośmiomiesięczną kupką czarnego nieszczęścia, które niby idzie na smyczy ale ogon pod brzuchem a oczy spoglądające ze strachem na nas i w przestrzeń. W lesie, poczęstowana smakołykiem oddala się nieznacznie na długość smyczy i powolutku, ewidentnie chcąc być niezauważona, zakopuje go w liściach pod drzewem. Kilka dni wcześniej odłowiona gdzieś w Polsce na polach, samotna. Pewnie wydaje jej się, że znów pójdzie w długą, więc woli zrobić zapas i zjeść w samotności w sytuacji głodu i kryzysu. W drodze powrotnej nagle kładzie się na ścieżce i koniec, ani wstać ani tym bardziej pójść. Przyjmuje pozycję uległości na plecach, patrzy wylękniona. Nie wiemy, o co chodzi - chce wrócić po smakołyk? Nauczona tułaczego życia spodziewa się pewnie powrotu do dni i miejsc, które zna. Niosę dziewięciokilogramowe Laviowe puchate ciało do domu, drży cała, za bramą chowa się pod krzakiem ale po chwili wychodzi, pragnąc tulasków i jednocześnie broniąc się przed nimi. Nie zachowuje się jak szczeniak, nie bryka, nie wynosi butów, nie ma w niej beztroski. W dużych, orzechowo-brązowych oczach widać ogrom trudnych doświadczeń.
Kto i dlaczego cię skrzywdził, dzieciaku?

Mała czarna z poobcinanymi na żywca uszkami, które wyglądają jak ponagryzane ciasteczka. Boi się dotyku, o dotknięciu uszu nie ma mowy. Piszczy, chce uciekać. Ale uwielbia się przytulać. Dobrze rokuje.
Duża ruda jamnikowata, najtrudniejszy przypadek, totalna panika na widok człowieka, ucieczka, miotanie się, przegryziona każda smycz w pięć sekund, smycz łańcuszkowa przy próbie przegryzania rani jej dziąsła, leje się krew, nie ma opcji. W psiej sypialni czuje się w miarę bezpiecznie, śpi na materacu pod łóżkiem, nie lubi wychodzenia na wybiegi, a jeśli już idzie, to trzyma się blisko ogrodzenia, nie wybiera przestrzeni. Ze swojej kryjówki obserwuje świat. Tak chce i tak na razie będzie. Zaufanie będziemy budować bardzo malutkimi kroczkami, jeśli uda się choć po części wyeliminować potrzebę ucieczki będzie to ogromny sukces.
Czarna z wielgachnymi uszyskami. W strachu przed człowiekiem czołga się praktycznie po brzuchu, nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, uwielbia smaczki, więc może to być klucz do dobrych zmian. O dziwo, umie chodzić na smyczy ale na spacerach trzyma się pobocza, nie potrafi iść środkiem drogi czy nawet drogą przy krańcach, tak samo w lesie - wskakuje od razu na leśny mech czy ściółkę na obrzeżach ścieżek. Podobnie jest na wybiegach, tylko boki i kąty. Przez większość swojego niedługiego życia była trzymana w ciemnościach, przestrzeń ją niepokoi, nie ma o co się "oprzeć", sensorycznie sprawdzić terenu. Bardzo boi się gwałtownych ruchów, choć jej samej czasem zdarza się na smyczy rzucać w panice. Potrzebuje dużo spokoju i delikatności.

Tak zwane strachulce. Bidy, skrzywdzone przez człowieka i świat. Często z praktycznie zerowymi szansami na socjalizację. Ale walczymy o każdego, fundacje dwoją się i troją aby pomóc, szukać sposobów by przełamać strach, znaleźć specjalistów czy też doświadczone w temacie domy. Wszelkiego rodzaju zabiegi przy takich psiakach, wizyty u weterynarzy, zmiany opatrunków, podawanie leków to dla nich niewyobrażalny stres i na bieżąco opracowujemy miliony sposobów, aby go w możliwie największym zakresie łagodzić. Najsmutniejsze jest jednak to, że bardzo często nie mają psiska te w sobie nawet instynktu obronnego, w sytuacji - w ich mniemaniu - zagrożenia, czyli przy dotyku, próbach głaskania, w obecności człowieka czy innego psa nie szczerzą ząbków, nie startują do obrony i walki, nie wykazują naturalnej agresji lękowej tylko są uciekająco-uległe. Czekają na rozwój wydarzeń, czekają na krzywdę. Jak wielkich szkód trzeba było dokonać w psychice tych zwierząt, że straciły one naturalne odruchy przetrwania.
Powolnym zmianom - bo tutaj nie ma niestety spektakularnych sukcesów i cudów - czasem sprzyja czas, czasem dużo spokoju, lub odwrotnie - stymulacja poprzez ciągłą obecność człowieka.
Dzięki dobrym ludziom wszystkie strachulce dostały szansę i kawałek dobrego, spokojnego życia.

Mycho moja, okupująca notorycznie mój ulubiony fotel na tarasie, wyjadająca biszkopty z miseczki na stole, jasna, drobna, z guziczkowymi oczkami, podkładająca ufnie pyszczek do delikatnego głaskania, muskania właściwie, i trącająca dwukolorowym noskiem moje ramię gdy kucałam, by pomóc w założeniu butów najmłodszym. Mycho, która wzrosłaś w moich oczach od razu, gdy okazało się, że nie przeszkadzają ci koty i leżałaś z nimi w pełnej komitywie, na ciepłej wiosennej trawie, wygrzewając się w słońcu.
Mycho! Wszystkiego dobrego w nowym domu! Żyj pięknie i spokojnie!

1 komentarz:

  1. Jaaaaka piękna, pozytywna historia😁 Będzie jej pięknie, zobaczysz❤

    OdpowiedzUsuń