czwartek, 29 grudnia 2011

O Świętach i o instynkcie

Bardzo dziękuję Wam za wszystkie piękne życzenia świąteczne! Spełniły się, a jak! ;) Było miło, świątecznie, radośnie; atmosferka była, choinka pachniała, lampki migotały a ciepełko grzało. Wigilia upłynęła pod znakiem "uroczystego gwaru", goście dotarli, Pierworodny pięknie przeczytał fragment Ewangelii, Młody wybrał kolędę do śpiewania przy stole, a Trzeci gadał właściwie cały czas, po czym o 18.30, w swoim czasie, zasnął. Po kolacji Pierworodny z Młodym założyli Mikołajowe czapki i rozdawali prezenty ułożone pod choinką; wcześniej przykazałam im, żeby najpierw rozdali gościom, a swoje zabrali na koniec, zastanawiałam się, czy wytrzymają ale jakoś dali radę. Pierworodny strasznie ucieszył się z biografii Messi'ego i Quizu o Świecie - natychmiastowo urządził przepytywankę na punkty, co wywoływało salwy śmiechu z powodu stopnia trudności pytań. Dla przykładu: Ważnym ośrodkiem rozwoju kutury Sumerów było...Największy półwysep świata to...Najwyższy wulkan świata to...W starożytnej Grecji pierwszy kanon proporcji ciała ludzkiego stworzył... Niesamowite pytania, ogromna ekscytacja Pierworodnego i dużo śmiechu.
Młody dostał małą konsolkę do gier i zestaw komiksów z Kaczorem Donaldem, strasznie się z nich cieszył. Trzeci - no cóż, zestaw śliniaków, gryzaki i pluszową grzechoczącą piłkę.
 Święta minęły, czekamy na Sylwestra, również z gośćmi.
Najaktualniejszy temat u nas to cały czas Teri i jej urocze potomstwo. Mamuśka pozwala już legalnie zaglądać do legowiska, więc nie możemy napatrzeć się i "nagłaskać". Śmieszna jest, taka przejęta, zaangażowana, nie opuszcza psiaków ani na krok, Mój wręcz wynosi ją na siku, bo jeżeli tego nie zrobi, Teri w nocy cichaczem wymyka się i załatwia potrzeby w kącie garażu. Kiedy była w ostatnich dniach ciąży, też taką grubaśną musieliśmy wynosić - kompletnie nie chciało jej się zwlekać z posłania, leżała taka okrągła, zasapana...a gdy już wstała, żeby chlapnąć wody, albo coś przekąsić, wlokła się krokiem kołyszącym, z brzuchem do ziemi. Teraz trzeba ją wynosić, bo nie chce opuszczać tych swoich utrapieńców ani na chwilę. Strasznie oddana jest. I nagle zaczęła reagować na koty. Negatywnie. Niech no się tylko który czarny bandyta zbliży do jej dzieciaków, wyskakuje i dopada - kiedyś chapnęła jednego za szyję i gdyby nie reakcja Mego, gotowa była zażreć na amen. Ale koty to też dobry sposób, żeby wywabić ją na chwilę z legowiska - nie trzeba wtedy hrabiny wyciągać i zanosić na dwór - jak już wyskoczy za kotem, to sama leci. Oczywiście szybkie siku i sprintem godnym maratończyka wpada do garażu i układa się przy szczeniakach. Tak zabawnie zagarnia je łapą do siebie, podgarnia pod brzuch. Fajnie to wygląda, możecie się śmiać, ale gdy widzę, z jaką czułością ona to robi, automatycznie mam ochotę biec po Trzeciego - obojętnie, czy się bawi na kocyku, czy śpi - i też go tak przytulić, przygarnąć, ucałować ciemną łepetynkę, poczuć jego ciepełko i ciężar. Tak się jakoś z Teritką zgrałyśmy w tym macierzyństwie, i powiem Wam, że natura to jest natura, obojętnie, jakich żywych istot dotyczy. Instynkty są te same. Macierzyństwo to samo.  I czułość ta sama.

Trzeci broi. Nie ma dnia, żeby nie było buntu - że na leżąco, że sam, że za mało atrakcji. Jeżeli ludzie są wokół, i kolory, i zabawki, i śpiewanie tudzież podrzucanie - wszystko gra. Wyciszenia i samotnej zabawy w bujaczku lub na kocyku Trzeci potrzebuje tylko wtedy, gdy jestem z nim sama w domu. Względny spokój powoduje u niego ewentualną potrzebę samodzielności. No i jest dobrze - bo ja wszystko jestem w stanie w domu ogarnąć, a on uczy się sam zabawiać. Wystarcza mu moje gadanie, śpiewanie, czasem inna grzechotka wciśnięta w łapkę. Robimy mu dużo zdjęć i na większości wygląda "starzej", niż na te swoje niespełna pół roku:



Za to gdy śpi, przytulony do podusi, albo swojej przytulanki - jest jeszcze taki mały, delikatny, bezbronny.

Na koniec przedstawiam Wam Teritkowe potomstwo (są tak ruchliwe, że niestety nie udało mi się ustawić towarzystwa do zdjęcia ;) :


Z wyrazami szczerej sympatii :)
oraz z życzeniami bajecznej zabawy w najbliższą sobotę!

z rozrastającego się Zwierzakowa

Wasza A.

czwartek, 22 grudnia 2011

Przedświątecznie!

Dziękuję Wam serdecznie za wszystkie komentarze!
Wpadłam tu na chwilę, niczym burza śnieżna, i piszę, co następuje! :
- Życzę Wam wszystkim wspaniałych Świąt - aby gorączkowa atmosfera związana z ich przygotowaniem nie przysłoniła tego magicznego świętego ciepełka, jakie bije z otwartych na oścież drzwi Stajenki! Aby to, co przed Wami w Nowym Roku, było co najmniej tak piękne, jak to, co za Wami. Albo żeby było dużo dużo piękniejsze. Jak chcecie :)
- Rodzinka nam się powiększyła znacząco! W sumie cztery sztuki niesamowitych, maleńkich, cieplutkich, bezbronnych psiaczków - troje chłopów i jedna baba. Teri "rozwiązała" się przedwczoraj - możecie sobie wyobrazić te emocje, gdy zaczął się poród! Psiaki są cudne, podglądamy trochę, jak Teri pozwoli, bo przeważnie jednak warczy ostrzegawczo i łypie ślepiem, jak tylko ktoś się zbliża do jej "domku". Trzy szczeniaki są czarne, jak ona, i jeden zupełnie zaskakujący - łaciaty - jak dalmatyńczyk! Ma rozkoszną białą gwiazdkę na czole i biały koniuszek ogonka.Tego na pewno sobie zostawimy; pozostałe też ciężko będzie oddać, ale... zobaczymy ;) Na razie zachwycamy się słodziakami i z uśmiechem nasłuchujemy poczwórnego ciamkania, rozlegającego się za zasłoną z koca, gdy szczeniaki zabierają się za jedzenie.
- Czasu nie mam premanentnie! Odkąd Trzeci stał się bardziej towarzyski (czyt. ucina sobie drzemki zaledwie półgodzinne) i ciekawy świata (czyt. mama, noś mnie na rękach, ale już!) oraz gadżetowo wybredny (czyt. nie chcęęę tej grzechotki! tamtą chcę!! albo tamtą!! nie, jedak chcę twój telefon!) i smakowo wyrafinowany (czyt. tą kaszką postanawiam pluć, bo jej nie lubię i tyle!) ograniczyłam ekspresję swego wolnego czasu do przeczytania dwóch stron książki dziennie, tzn. wieczorem, gdy łobuz już śpi. Na więcej nie mam siły ;) Kochany jest straszliwie, radosny, uśmiechnięty, ruchliwy, i wiecznie wszystkiego ciekawy. To mnie zwala z nóg ;) Za to nocami śpi pięknie, i tego się trzymajmy!
- 16 stycznia wracam do pracy. Urlop macierzyński już mi się skończył, jestem teraz na zaległym urlopie wypoczynkowym. Chce mi się, i nie chce mi się wracać - jednocześnie. Ale bardziej jednak nie chce. Szkoda mi tych porannych chwil z Trzecim, tego domowego ciepełka, ciapania w dresie i papciach, czekania na chłopaków z obiadem. Ech, co zrobić, no co zrobić!
- Urządzamy Wigilię dla całej rodziny. Do teraz zastanawiam się, jaki czort mnie podkusił do tegoż karkołomnego przedsięwzięcia, wszak dziecię małe mamy, i czasu nie mamy, i szczeniaki małe mamy, i powodów milion sto pięćdziesiąt by tego nie czynić... No dobra, chętka taka przyszła i obietnica złożona dwa lata temu - że w nowym domu Wigilia, a jak, tylko u nas! No i masz, co chciałaś! Tak czy tak, podsumowując, pewnie fajnie będzie, bo duży stół wigilijny był zawsze mym wielgaśnym marzeniem, i choinka żywa - a jakże - już stoi, piękna i niezwykle tandetna, bo na nowe ozdoby środków zabrakło, więc przystroiliśmy ją czym się dało :) Ale w tym kiczu, to mówię Wam, cudna jest!

To by było na tyle.
I cieszę się bardzo - bo zaglądam do Was często, i choć po cichu, to zawsze z ogromną radością!

piątek, 9 grudnia 2011

Współpraca

Nie nooo...Młody...bracie mój, co ty gadasz??


Się uwielbiają wzajemnie. Młody ma do Trzeciego "rękę"; nie ma takiego kryzysu czy marudzenia, którego nie potrafiłby u Trzeciego "przełamać".

Młody przyznał się ostatnio, że wyjada sos czekoladowy - deserowy - z lodówki. Metodą - z butelki prosto do buzi. Nie jest to łatwe, bo mechanizm otwierania butli trochę się zwichrował. "Mama, tego sosu prawie w ogóle nie można wycisnąć! Wiesz, ile się muszę namęczyć, żeby kropelka raczyła mi do buzi wpaść??! Kurczę, nie cierpię, jak jedzenie ze mną nie współpracuje!"

Owocnej współpracy z jedzeniem - i nie tylko - Wam życzę! ;)