niedziela, 30 października 2011

Żałoba




Niektórzy z Was pamiętają może tę fotkę z mojego poprzedniego bloga. To Młody z Minkiem.
Tragedia spotkała nas dziś wielka, bowiem Minek zginął, niestety, śmiercią tragiczną. Wpadł prawdopodobnie pod auto, Młody  i Pierworodny znaleźli go martwego na poboczu asfaltowej drogi . 
Kurczę, szok!
Młody - jego pełnoprawny, i jak najbardziej mentalno-uczuciowy właściciel - wrócił do domu zanosząc się szlochem. On, 9-letni twardziel, który sam twierdzi, że mazać mu się już nie wypada, choćby nie wiem co.
No ale wiadomo, powaga sytuacji dopuszcza wszelkie reakcje, i wręcz wymaga oczyszczających zachowań.
Szczerze mówiąc "zanosiłam" się razem z nim, bo i kociaka żal, i widok Młodego był niezwykle poruszający.
Niedziela całkiem "do tyłu". Młody pochlipuje, Pierworodny się błąka, my - wapniaki - jakoś próbujemy ratować sytuację, choć wiem, że do żałoby dać trzeba chłopakom pełne prawo.
Guzik nas obeszły przepisy o utylizacji martwych zwierząt i pochowaliśmy Minka w przytulnym kącie działki, a z racji zbliżającego się wtorkowego Święta i tym samym zaopatrzenia w niezbędne gadżety, na Minkowym grobie zapłonął prawdziwy znicz.

Kiedy jakiś czas temu Młodemu zdechła rybka akwariowa, i reakcja jego podobną była, koleżanka powiedziała mi, że właśnie dlatego jej dzieci nie mają zwierząt. Bo w posiadanie tychże wpisane są straty a ona chce dzieciom tegoż bólu oszczędzić. Ja jednak jestem zdania dokładnie odwrotnego - że dzieci powinny mieć zwierzęta,  i - jeżeli taka przykra konieczność nastąpi - oswajać się z utratą, pożegnaniem. Oswajać, choć na widok płaczącego dziecka, któremu zdechł zwierzak, doprawdy serce się kraje. Pocieszanie Młodego stanowiło dla mnie dziś rzecz kosmicznie trudną - nie powiem mu przecież, że jutro skombinuję mu nowego kota. Żaden kot tego Kota wszak nie zastąpi. Nie powiem mu: nie płacz, bo on ma się wypłakać. Nie powiem mu: nie martw się, bo przecież jest czym się martwić. Trzeba nam po prostu z nim to doświadczenie życiowe przejść. Być obok i przytulać. Gadać. Milczeć. Głaskać, albo dać mu spokój.
Zwierzaki też odchodzą, podobnie jak ludzie.
Tak jest i już.
Paradoksalnie chciałoby się rzec - samo życie.

Z pogrążonego w smutku Odludzia
Wasza A.

sobota, 29 października 2011

Alergia


Terita jest już domowa.

Obłęd.

Odzwyczaiłam się od posiadania psa w domu i chodzę za nią z miotłą zmiatając mikroskopijne kłaczki. Dostrzegam też, i wcale nie ignoruję, łapciowe "pieczątki" pozostawiane przez nią na płytkach po spacerze, mimo że łapy ma doprowadzane do ładu w garażu.

Mówię Wam!

Ogólnie jest grzeczna. Gdyby nie Trzeci, też bym pewnie aż tak na te kłaczki nie zwracała uwagi, choć na punkcie czystych podłóg zawsze miałam bzika. Pewnie się przyzwyczaję, ale póki co moja cała psychika, w tym zakładki: cierpliwość i tolerancja, tudzież potrzeba "mania" czystych papci - pod spodem! -  przechodzą prawdziwą szkołę życia!

Teri w zasadzie ułatwia mi sprawę częstym podkładaniem się do głaskania; nie umiem się na nią irytować.

Moja osobowość ulega przewartościowaniu. W bólach rodzę się JA - która ma nie zwracać uwagi na pojedyncze włoski na podłodze, oraz nie chodzić z odkurzaczem przyklejonym do ręki.

Pierwszego wieczoru Teri w domu, zauważyłam u Trzeciego czerwoną plamkę na skroni. Mówię do Mego: Kurczę, a może on jest uczulony na psa?

Mój sposępniał, bowiem Teri to jego kolejne dziecię, a i ona przede wszystkim jego upodobała sobie z wszystkich domowników, i jemu jest też najbardziej posłuszna. Rzekł, że gdyby teraz musiała wrócić do garażu - teraz, kiedy jest taka szczęśliwa - to byłoby barbarzyństwo.

Czerwona plamka zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, ale kiedyśmy siedzieli razem przy kominku - nas dwoje, Trzeci i pies, ten ostatni nagle zaczął kichać. Mój zaniepokojony wysunął myśl: Kurczę, a może on jest uczulony na niemowlę?


A w związku z tym, że zmiany hormonalne poporodowe sprawiły, iż okropnie mi ostatnio wypadają włosy, które również czasem widać na płytkach, przyjdzie nam pewnie z Trzecim zamieszkać w garażu. ;)  


Ściskam Was :)

środa, 26 października 2011

Znajdka nasza


Teri.

Terita, Terunia lub Terajda - jeśli chodzi o zdrobnienia, jakimi gęsto ją raczymy.
Zadomowiła się już na całego. Jest nasza w każdym calu, więc doprawdy nie wiem, co by było, gdyby nagle odnalazł się jej poprzedni właściciel.
Najlepsze jest to, że w parę dni po oswojeniu nasza Znajdka dostała cieczki i do teraz złażą się kawalerowie z całej wsi. Czatują przy płocie lub legalnie wylegują się pod garażem.
Jeszcze lepsze jest to, że mimo kontroli i pilnowania 24h, Teri i tak postanowiła poromansować i dwa razy spierniczyła z najwytrwalszym wielbicielem jej uroków - Czarnym, jak go nazywamy na potrzeby identyfikacji, bowiem nie jest, niestety, jedyny.
Jeżeli randka się udała, koło Bożego Narodzenia rodzina nam się znów powiększy ;)
Nie panuję już nad tym ;)))
Generalnie Teritka jest kochana, że obłęd. Najpierw, mając jej do zaoferowania duży teren, nie przyszło nam nawet do głowy, by trzymać ją w domu. Mój, z pomocą Pierworodnego, zrobił jej przytulne gniazdko w garażu. Niestety, okazało się, że psina była najprawdopodobniej chowana w czterech ścianach, bo sama nijak nie potrafiła biegać, bawić się i w ogóle BYĆ na zewnątrz. Z kimś  -owszem. No i pięknie chodzi na smyczy, wręcz wzorcowo.
Summa summarum, mimo ogromnych możliwości terenowych, Teri chodzi na spacerki na smyczy - do lasu, oraz ścieżkami za wsią.Śmieją się z nas pewnie luzem puszczane wiejskie kundelki i ich właściciele. No bo żeby na wsi psa na smyczy prowadzać...
Ale się oczywiście tym nie zrażamy. Niech se gadajo, przyjnajmniej majo o czym!
A Teri, chcąc nie chcąc, zimę spędzi w domu.Teraz pomieszkuje jeszcze w garażowym lokum, ale serce się kraje, gdy tak piszczy pod drzwiami i drapie. Często więc bywa w salonie. Mój cały czas powtarza, że mus ją wykąpać porządnie i traktować jak człowieka! Latorośle tylko przytakują, nie posiadając się z radości na tenże plan.
Minek jest tak często przemycany przez Młodego do jego pokoju, że również można go nazwać kotem jak najbardziej domowym, więc jakby nie patrzeć, Teri jest w tym związku pokrzywdzona. A sprawiedliwość być musi.

Zgłaszać się prędko, kto w grudniu chce zaklepać sobie szczeniaczka - mieszaniec teriera i kundelka, jedyny w swoim rodzaju!

sobota, 8 października 2011

Na wesoło

Dostałam od Best Friend mailem ;)
Może macie propozycje/pomysły na funkcjonowanie w związku z, dajmy na to, czwartym dzieckiem? ;)

Dzieci śmieci 

Pierwsze dziecko: Zaczynasz nosić ciążowe ciuchy jak tylko ginekolog potwierdzi ciążę.
Drugie dziecko: Nosisz normalne ciuchy jak najdłużej się da.
Trzecie dziecko: Twoje ciuchy ciążowe STAJĄ się Twoimi normalnymi ciuchami.
_____________________________________________________

Przygotowanie do porodu:

Pierwsze dziecko: Z namaszczeniem ćwiczysz oddechy.
Drugie dziecko: Pieprzysz oddechy, bo ostatnim razem nie przyniosły żadnego skutku.
Trzecie dziecko: Prosisz o znieczulenie w 8. miesiącu ciąży.
______________________________________________________

Ciuszki dziecięce:

Pierwsze dziecko: Pierzesz nawet nowe ciuszki w Loveli w 90 stopniach, koordynujesz je kolorystycznie i składasz równiutko w kosteczkę.
Drugie dziecko: Wyrzucasz tylko te najbardziej usyfione i pierzesz ze swoimi ubraniami.
Trzecie dziecko: A niby czemu chłopcy nie mogą nosić różowego?
______________________________________________________

Płacz:

Pierwsze dziecko: Wyciągasz dziecko z łóżeczka jak tylko piśnie.
Drugie dziecko: Wyciągasz dziecko tylko wtedy, kiedy istnieje niebezpieczeństwo, że jego wrzask obudzi starsze dziecko.
Trzecie dziecko: Uczysz swoje pierwsze dziecko jak nakręcać grające zabawki w łóżeczku.
_________________ _____________________________________

Gdy upadnie smoczek:

Pierwsze dziecko: Wygotowujesz po powrocie do domu.
Drugie dziecko: Polewasz sokiem z butelki i wsadzasz mu do buzi.
Trzecie dziecko: Wycierasz w swoje spodnie i wsadzasz mu do buzi.

______________________________________________________

Przewijanie:

Pierwsze dziecko: Zmieniasz pieluchę co godzinę, niezależnie czy brudna czy czysta.
Drugie dziecko: Zmieniasz pieluchę co 2-3 godziny, w zależności od potrzeby.
Trzecie dziecko: Starasz się zmieniać pieluchę zanim otoczenie poskarży się na smród, bądź pielucha zwisa dziecku poniżej kolan.

______________________________________________________

Zajęcia:

Pierwsze dziecko: Bierzesz dziecko na basen, plac zabaw, spacerek, do zoo, do teatrzyku itp.
Drugie dziecko: Bierzesz dziecko na spacer.
Trzecie dziecko: Bierzesz dziecko do supermarketu i pralni chemicznej.

______________________________________________________

Twoje wyjścia:

Pierwsze dziecko: Zanim wsiądziesz do samochodu, trzy razy dzwonisz do opiekunki.
Drugie dziecko: W drzwiach podajesz opiekunce numer swojej komórki.
Trzecie dziecko: Mówisz opiekunce, że ma dzwonić tylko jeśli pojawi się krew.

______________________________________________________

W domu:

Pierwsze dziecko: Godzinami gapisz się na swoje dzieciątko.
Drugie dziecko: Spoglądasz na swoje dziecko, aby upewnić się, że starsze go nie dusi i nie wkłada mu palca do oka.
Trzecie dziecko: Kryjesz się przed własnymi dziećmi.
______________________________________________________

Połknięcie monety:

Pierwsze dziecko: Wzywasz pogotowie i domagasz się prześwietlenia.
Drugie dziecko: Czekasz aż wysra.
Trzecie dziecko: Odejmujesz mu z kieszonkowego.

_____________________________________________________

WNUKI: Nagroda od Boga za niezamordowanie własnych dzieci.

piątek, 7 października 2011

Silna wola

Postanowiłam sobie, że będę lepiej się odżywiać.
Fakt naturalnego karmienia Trzeciego sam w sobie obliguje mnie do dobrego jedzenia, i staram się, bowiem nie tylko o me własne zdrowie tu chodzi.
Rodzinnie też jadamy, powiedziałabym, nieźle. Fast foody są nam obce, i wręcz niedostępne (na wiosce nigdzie fast fooda nie uświadczysz, choćby nie wiem co!), obiadki gotujemy codziennie, wsuwamy warzywka i multum owoców. Moja słabość do słodyczy, a w szczególności do czekolady, została w ostatnich miesiącach bestialsko zaduszona, by nie powiedzieć - zamordowana. Gwoli  ścisłości - słabość jest nadal, ale ledwo dycha, porażona gromem świadomości, że wraz z czekoladą mogłabym Trzeciemu wstrzyknąć alergię, w najlepszym wypadku zaś ostry ból brzuszka. Więc nie ryzykuję. Co nie znaczy, że obyłam się bez słodkości zupełnie. Jawnie pałaszuję ciacha, ciasteczka i wafelki.
Rzekłam sobie jednak: dość. Ograniczamy się, koleżanko, bo ani to zdrowe (również dla Trzeciego, a jakże!), ani sprzyjające chudnięciu, tudzież nabywaniu kondycji.
Od dziś ewentualnie sucharki.
By przypieczętować to jakże karkołomne postanowienie, postanowiłam udać się do kuchni celem zaparzenia herbatki ziołowej.
I poszłam...
...po pączka, który samotny, od wczoraj, leżał sobie na niebieskim talerzyku przy chlebaku, smutno łypiąc "marmeladowym" okiem.
Ech!

czwartek, 6 października 2011

Coraz więcej do kochania

Psiak wrócił następnego dnia.
Co więcej - tylko mnie dał się pogłaskać, choć go wcześniej zmusiłam, żeby zlazł ;)
Okazało się, że to jest ona. Wygłodniała i brudna - musiała tułać się przez kilka dni. Wygląda na to, że ktoś ją w lesie zgubił. Lub zostawił.
Wykąpaliśmy i zabraliśmy do psiego lekarza. Rzekł, że ma ok. 2 lat, jest zadbana i zdrowa, oraz że jest rasy terrier walijski.
Tak więc została z nami. Sama nas znalazła, wybrała, przylepiła się jak mucha do lepu, nie było wyjścia.
Chodzi za nami krok w krok, a gdy wyjeżdżamy, z racji chwilowego braku bramy, musimy zamykać ją w garażu - wyje wtedy i piszczy, aż się serce kraje. Kiedy zapomnieliśmy jej zamknąć, biegła za nami przez całą wieś,w końcu musieliśmy zabrać ją ze sobą.
Drugiego dnia pobytu już zaczęła szczekać na obcych i przejeżdżające drogą pojazdy. Broni ogrodu, jakby była z nami milion lat!
Minek trochę obrażony, prychał i nadąsany demonstracyjnie kładł się w kącie ogrodu pod trampoliną. Nie raczył nawet mruczeć podczas pieszczot. Młody przekonywał go o swojej miłości, ale kilka dni minęło, zanim uwierzył ;) Teraz nadal trzyma się od Teri z daleka, jednak już nie foszy. Leżą najczęściej oboje na ganku przed wejściem, każdy pogrążony w swoim "relaksie" - ale razem.
Powiadam Wam, że jeżeli w tym tempie będziemy się "rozmnażać" - to trochę strach, co to dalej będzie!?
Zwłaszcza, że za kilka dni znajomy przywiezie nam kolejnego kota. Chłopaki szaleją z radochy, Mój się spełnia jako "pan" opiekun, Trzeci zerka niepewnie na nietypowe "twarze" (mordki) ,a ja nadziwić się nie mogę, że to nasz przychówek ;)

Co mnie cieszy? To otóż, że jest w końcu jakaś dziewczyna - oprócz mnie - w domu!
Póki co - rzecz jasna ;)

ps. Dziekuję za porady dot. storczyków. Ratujecie mi  - i jemu! - życie :)

sobota, 1 października 2011

Nie uśmiercić storczyka, znaleźć kota i ...wyeksmitować syna z łóżka?

Ratunku!
Dostałam w prezencie storczyka i ... co robić, żeby utrzymać go przy życiu? Dodam tutaj, iż w grę absolutnie nie wchodzą praktyki typu siedzenie przy nim, patrzenie przez 24h i mówienie głosem spokojnym, tudzież kojącym i zachęcającym do wzrostu, zakwitania i takich tam!
Oprócz podlewania - cóż mam czynić?
Jednego uśmierciłam kiedyś, parę lat temu, a ten jest taki ładny, fioletowy...
Kwiaty doniczkowe to najpopularniejszy prezent na nowy dom, więc zebraliśmy ich już całkiem sporo, rosną na razie przyzwoicie, szczególnie trzy draceny rewelacyjnie poszły w górę i na boki, chyba musiałabym je nawet przesadzić...?
Nigdy nie byłam kwiatowym specem, chociaż uwielbiam zieleń w każdej postaci.

Wieczór pełną gębą. Próbowałam odnaleźć Minka, i zamknąć go już na noc w jego lokum, ale powsinoga gdzieś jeszcze wędruje. Przeraziłam się trochę, bo mimo ciemności Minka ani śladu, ale na tarasie, rozłożony w fotelu! spał sobie pies! Nieznajomy pies! Takiż to jest efekt nieposiadania bramy jeszcze. Na mój widok pies - anonim merdnął ogonem, łypnął spod oka, i łaskawie zlazł, po mojej oczywiście sugestii, żeby zlazł, bo sam by pewnie nie zechciał.
Gdyby Młody był w domu - a nie ma, bo weekenduje się u ciotki - pies już by zapewne doznał łaski przygarnięcia, a już na pewno jęczenia typu: mamooo, tatooo...moooooże zostać? prooooszę!. Póki co - obserwujemy. Jeśli wróci, może nawet zameldujemy wędrowca, chociaż tego typu zwierzaka chcieliśmy zadomowić jak już będzie wspomniana wyżej brama.

Trzeci śpi... i śni...? Nie wiem, czy śni, chyba tak, bo wyczytałam kiedyś, że niemowlaki podczas snu "układają" sobie w mózgu ten niezmierzony ogrom informacji i bodźców przyswojonych podczas aktywności. Sporo tego mają do przeanalizowania, naprawdę. Trzeci ostatnio łypie małymi ślepkami na dosłownie wszystko i czasami nadmiar wydarzeń powoduje, ze trudno mu zasnąć. Miewa też kryzysy typu: zbytnie przemęczenie. Jak już się przegapi odpowiedni moment na sen, to koniec - jest tak zmęczony, że uśpienie go wymaga mnóstwa zabiegów logistycznych, ze śpiewem "Poszła Karolinka do Gogolinka" (doprawdy nie wiem, jak to się stało, że to jest jego ulubiona piosenka) i kołysaniem krokami tanecznymi włącznie.Podobnie jest z jedzeniem. Nadmierny głód wcale nie powoduje, że przysysa się do piersi i ssie aż miło, tylko odwraca łepek, pręży się i marudzi. No nic, dojrzewa nam dziecię. Charakterek wyrabia. I naszą cierpliwość ;)
Cały czas śpi z nami w wyrku. Jest to dla mnie niesamowita wygoda, i dzięki temu wysypiam się całkowicie bo zaspokojenie nocnych potrzeb brzdąca wymaga ode mnie tylko mocniejszego przytulenia go i podania piersi. Mój trochę kręci nosem, bo przez to podupadło nieco nasze przytulanie, poza tym łóżeczko Trzeciego stoi tuż obok naszego łoża więc w sumie mogłabym go na czas karmień wyjmować, potem z powrotem lokować w łóżeczku... no i mógłby się już w sumie go do niego przyzwyczajać...ale oprócz mojej własnej wygody spanie z pachnącym cieplutkim Trzecim obok jest jak narkotyk. Uzależnia :)
Uśmiecha się już na całego. Najbardziej do swoich braci. Słysząc ich głosy najpierw zamiera, po czym trzepie rączkami i nóżkami, czekając, aż podejdą. Gada! A-gu i a-gy jest już, można powiedzieć, doskonale wyćwiczone, wraz z wszelkimi pochodnymi tychże wyrażeń. Pierworodny usiłuje nauczyć go powtarzania: Messi oraz Casillas, ale póki co Trzeci tylko szerzej otwiera oczka w niebotycznym zdumieniu na dźwięk tych jakże znaczących dla najstarszego brata słów. Po czym rozdziawia całą gębusię w radosnej reakcji.

Nie chce już spać w wózku. Najchętniej przeszedłby spacer na czyichś nogach - a on rzec jasna na rękach z oczętami otwartymi na świat. Główka mu się jeszcze kiwa, ale to mu nie przeszkadza absolutnie.

Nie mam czasu na czytanie. Czasem usypiając czy karmiąc skrzata uda mi się uszczknąć parę stron i popaść w stan szczęśliwości absolutnej. Podczytuję aktualnie trzy książki jednocześnie - mam je w trzech miejscach, w których jest szansa, że przysiądę ;)

Życzę Wam spokojnej i zadowalającej niedzieli :)